Gwynne Dyer jest kanadyjskim historykiem wojskowości i bardzo aktywnym niezależnym dziennikarzem wypowiadającym się o problematyce wojny i pokoju, autorem wielu książek i seriali dokumentalnych. Styl jego filmów przypomina Bogusława Wołoszańskiego (który mimowolnie szerzył domorosły militaryzm, z którego pan Dyer swoim serialem skutecznie leczy) – z narratorem przebywającym na miejscu akcji, biorącym do ręki broń, dotykającym wraków czołgów i ścian okopów, który zabiera nas w podróż po różnych aspektach fenomenu społecznego jakim jest wojna, opowiadając wszystko monotonnym głosem. Oprócz tego do kamery wypowiadają się żołnierze i oficerowie z różnych krajów (w tym generał sir. John Hackett, wykładowcy w radzieckiej akademii wojsk pancernych i gen. Paul Tibbets), historycy (A. J. P. Taylor) i pozostałe przy życiu ofiary bomby atomowej w Hiroshimie.
W zeszły weekend Amerykanie obchodzili rocznicę 11 Września, a ja z tej samej okazji, mam odrobinę refleksji (której Amerykanom coś brakuje) na temat wydarzeń ostatniej dekady, poprzez teledysk „You are in the army now” zespołu Status Quo z 1986 roku:
Blogger Nicpoń potrafi jezdzić po bandzie, np. poprzez hasło "Zalegalizować Strzelanie do Lewaków", którego wystawienie na blogu na Salonie24 skończyło się zgłoszeniem do prokuratury. Nicpoń napisał w komentarzu do wpisu "Żydowskie sieg heil", gdzie lekką ręką porównywał Izrael do Hitlera, a Hamas do Armii Krajowej (podkreślenie moje):
Po pierwsze w Izraelu jest tzw. powszechna słuzba wojskowa, ktorej z tego co mi wiadomo podlegają wszyscy. Nie ma więc czegoś takiego w Izraelu jak ludnośc cywilna niezwiązana z okupantem. Warto to sobie jasno powiedzieć- wszyscy Izraelczycy są okupantami. I wszyscy są związani z okupacyjnym rezymem.
Jeżeli Nicpoń twierdzi,że wszyscy Izraelczycy, w tym cywile, są akceptowalnymi celami ataków, bo w Izraelu jest obowiązkowa służba wojskowa dla Żydów (Arabowie, szczególnie Druzowie, służą ochotniczo), to odwracając argumentacje można powiedzeć, że z uwagi na to, iż palestyńskie dzieci są uczone, iż uzbrojeni bojownicy i terroryści-samobójcy są prezentowani im jako role modelowe dla nich, to równierz są zasłużonymi celami izraelskich bombardowań, bo każde z nich będzie kiedyś walczyło z Izraelem.
Najwyraźniej w Palestynie to stara tradycja… Tu okładka magazynu "Life" z 1970 roku:
Nie chce mi się nawet wspominać, że dokładnie takiej samej argumentacji jak Nicpoń stosują islamiści, mówiąc o tym, że w Izraelu nie ma cywili. Bez wątpienia grupy islamistyczne, sugerując się np. Hadisem nr. 6985 z Sahih Muslim, tom 41, iż wojna z Żydami ma mieć charakter totalny i wyniszczający.
Oczywiście, żeby nie było wątpliwości, ja takiego podejścia nie popieram, i zgadzam się z panem Gorgolem, że w militarnej konfrontaccji Izrael, owszem, wygra, ale przegrają oba narody, palestyński i żydowski. Trudno jest też oczekiwać, aby rodziny ofiar bombardowań nagle odwróciły się od Hamasu. Poza tym, co zauważyła izraelska bloggerka Lisa Goldman, blokada Gazy tylko wzmacnia Hamas. Równierz nie podoba mi się postawa Eliego Barbura, który przechodzi do porządku dziennego nad tym, że tam giną cywile.
Zwracam uwagę Nicponiowi, że akceptując logikę wojny totalnej, po prostu wykoleił kompletnie swoje moralne oburzenie na działania Izraela.
Gambit Saakaszwilego nie powiódł się. Nie udało mu się przywrócić kontroli nad Osetią, ani postawić Rosjii przed faktem dokonanym.
Powiedzmy sobie wprost: Rosjanie planowali całą operacje już dość dawno temu, stąd ich niesamowita skuteczność. Fakt, Gruzini mają wiele atutów, min. ukształtowanie terenu, ale przewaga w powietrzu Rosjan jest po prostu miażdżąca.
Zdumiewająca ilość ofiar cywilnych w tak krótkim czasie jest wynikiem umyślnego bombardowania przez Rosjan budynkow mieszkalnych. Czytając relacje reporterów Tygodnika Powszechnego i oglądając dramatyczne zdjęcia i filmy trudno jest nie odnieść innego wrażenia. Cóż, takie zachowanie ze strony armii rosyjskiej nie zaskakuje, i co gorsza jest to taktyka skuteczna, połączona z oskarżeniami Gruzinów o ludobójstwo wysyłanymi przez Kreml.
Wojska gruzińskie wycofały się z Ostetii, jak informuje tamtejszy MSZ "Nasze siły zostały całkowicie wycofane" – i to jest ostateczny dowód klęski, mimo iź ta informacja nie jest jeszcze potwierdzona, to sama taka deklaracja świadczy o ugięciu się Gruzjii. W międzyczasie Rosja bezkarnie może bombardować gruzińskie miasta i obiekty wojskowe, terroryzując ludność tego kraju, pokazując mu gdzie jego miejsce. A Putin i Miedjejew mogą liczyć na ciche wsparcie Berlina i milczenie Ameryki, która sama ma teraz powaźny problem, gdyź obiecała Gruzjii członkostwo w NATO.
Jedyna nadzieja jest jeszcze w pozostałych krajach Europy, w tym Francji, Szwecji i Wlk. Brytania. Wyjściem na ratowanie sytuacji jest wprowadzenie autentycznych sił pokojowych ONZ do regionu, ale na to trzeba zgody Rady Bezpieczeństwa. Poza tym wątpię czy Rosja zrezygnuje z możliwości kontroli nad sytuacją, i zgodzi się na obecność sił neutralnych w Osetii. Zresztą obietnica milionów rubli na odbudowę już tylko przybliża wzmocnienie rosyjskiej kontroli nad tym terytorium.
Przykro to stwierdzić, ale Saakaszwili idzie w buty premiera Izraela Olmerta; dwa lata temu Izrael wplątał się w wojnę z Hezbollahem, w czasie której w ogniu krzyżowym znalazł się nieszczęsny Liban. Wojnę Hezbollah wygrał, ku uciesze Teheranu i Damaszku, gdyż Izrael nie miał pomysłu na prowadzenie działań wojennych przeciwko niekonwencjonalnej sile Hezbollahu, bazującej na partyzantce i ruchomych wyrzutniach rakietowych. Izrael zagrał tak, jak przygrywał mu Hezbollah, nieudolnie posyłając do boju czołgi i samoloty przeciwko najlepiej wyposażonej organizacji paramilitarnej na świecie, ponosząc straty i zabijając cywilów, co oczywiście zostało wykorzystane propagandowo.
Racje ma pan Bartosz Wasilewski, mówiąc że stawką nie jest niepodległość Ostetii, tylko restauracja imperium rosyjskiego. Dziś widzieliśmy kulminacje tego procesu, trwającego od lat 90-tych, gdy administracja Clintona przymknęła oczy na działalność Kremla na Kaukazie, w tym Osetii Południowej. Ja wspomniałem wczoraj; polityka siły ma się znów dobrze w Europie. Pytanie tylko, z kim zawiązać sojusze w obecnej sytuacji? Bo pamiętajmy, że Moskwa ma więcej atutów od nas, min. dostawy paliw na Zachód, który ich potrzebuje.