Blog Doktora No

Blog geeka o komiksach, filmie, anime oraz nauce i technice - A Geek's blog about anime, film, sci and tech

“Hernan Cortes i Podbój Meksyku” (wydawnictwo „Ongrys”) i „Skarb Montezumy”

Niedawno na blogu miałem przyjemność pozwolić sobie na nostalgiczną podróż w świat PRLowskiego komiksu, opisują znakomity (mimo wielu wad) komiks Janusza Wróblewskiego “Hernan Cortes i Podbój Meksyku”. Komiks ten niedawno został zremasterowany i wydany przez wydawnictwo „Ongrys” w twardej oprawie, w sam raz dla koneserów klasycznych polskich komiksów.

Czytaj dalej

“Hernan Cortes i Podbój Meksyku”

Okładka

Są takie rzeczy z dzieciństwa, które zostają z nami na długo, inspirując nas nawet w dorosłym życiu. Dla mnie z pewnością takimi rzeczami były komiksy wydawane na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, które zapamiętale czytałem jako dziecko.

Jednym z takich komiksów był „Hernan Cortes i Podbój Meksyku” wydany przez KAW w 1989 roku, autorstwa duetu Stefan Weinfeld (scenariusz) i Jerzy Wróblewski (rysunek). Pana Wróblewskiego nie trzeba przedstawiać znawcom polskiego komiksu; prawdziwy tytan PRLowskiej sceny komiksowej mający na koncie dziesiątki komiksów o różnorakiej tematyce i o zróżnicowanym stylu, z czego zabłysnął na początku swej kariery rysując epizody „Kapitana Żbika”.

Czytaj dalej

Seria „Status7” („Breakoff”, „Overload”), Robert Adler i Tobiasz Piątkowski

050 000

Do komiksu jako sposobu spędzania wolnego czasu mam spory sentyment, po części dlatego, że jako dzieciak uczyłem się czytać na „Kajku i Kokoszu”, „Funky Kovalu”, i innych krajowych komiksach (w tym „Thorgalu”, który był tworzony przez Polaka za granicą) na przełomie lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Potem przyszły czasy przemian, i na rynek trafiły komiksy o amerykańskich superbohaterach i francusko-belgijskie (np. fenomenalna „Wieczna Wojna” Marvano i Haldemana), które skutecznie zalały rynek komiksowy, wypierając rodzime produkcje.

Poza undergroundem rodzimy komiks odżył dopiero na przełomie lat 1999 – 2005, gdy „coś drgnęło” i w głównym nurcie znowu pojawiły się komiksy napisane i narysowane przez Polaków, co niestety miało też już swój koniec u progu drugiej dekady:

Na wiosnę 2014 roku Twittera obiegła wiadomość, że o to można przeczytać, zupełnie za darmo, serie „Status7” autorstwa Adlera i Piątkowskiego, wydawaną albumowo w latach 2003-2005:

Trochę czasu minęło, zanim mogłem zająć się lekturą, tak więc z pewnym poślizgiem spisuje swoje wrażenia poniżej. Czytaj dalej

Dlaczego RoboCop 2014 nie dorównuje pierwowzorowi?

1.)Zabrakło satyrycznego „zęba”…

Robocop_poster

Jak już wspominałem w wcześniejszej recenzji „RoboCopa” z 1987 roku, mocnym punktem tamtego filmu była satyra społeczna na amerykańskie korporacje, reformy gospodarcze prezydenta Raegana i kulturę yuppies. Remake jest, niestety, rozwodniony, i trudno uchwycić w nim w.w. „ząb” który by gryzł pozafilmową rzeczywistość czarnym humorem, przerysowanymi postaciami, absurdalnymi reklamami i tragicznymi wiadomościami przerywanymi wesołą muzyczką i dennymi komediami („Kupuje to za dolara!”) w telewizji.

Losy Alexa Murphiego w „RoboCop” z 1987 były populistyczną i satyryczną alegorią życia przeciętnego obywatela, którego faceci w garniturach na każdym kroku wykorzystują do swoich celów, i fabuła była konsekwentnie wokół tego zbudowana, a w szczególności wątek zemsty i odzyskanej tożsamości. Czytaj dalej

„RoboCop” (1987), „RoboCop 2” (1990), „RoboCop 3” (1993)

Kino popularne lat 80-tych XX wieku najprościej jest scharakteryzować następującym opisem: bohaterowie rodem z komiksów, kupa eksplozji, miliony wystrzelonych naboi i przerost formy nad treścią, a przy tym wszystko po prostu superzabawne! (Ale nie zawsze tak, jak chcieli by tego twórcy 😀 )

Teraz, gdy w kinach w chwili pisania tych słów jeszcze „grają” w kinach remake „RoboCopa”, na chwile przypomnijmy sobie klasyka z 1987 roku o przygodach „Człowieka – maszyny, maszyny – człowieka, w całości policjanta” (w Polsce znanego też jako „Superglina” lub „Policyjny Gliniarz”), który rozpoczął serie coraz mniej udanych, i coraz bardziej żenujących sequeli, seriali, komiksów i zabawek. A więc zaczynamy! :mrgreen:

„RoboCop” (1987)

robocop_xlgW 1984 roku scenarzysta, Edward Neumeier, postanowił zrobić film o policjancie który stał się robotem w Ameryce niedalekiej przyszłości zdominowanej przez potężne korporacje, idąc na fali popularności „Terminatora” Jamesa Camerona, również wyprodukowanego przez wytwórnie Orion Pictures.

Na początku film miał pewne problemy z rozpoczęciem produkcji, gdyż każdy reżyser odrzucał scenariusz i o produkcji nie było mowy, dopóki, dopóty nie trafił w ręce przebywającego w USA Holendra Paula Verhoevena, który początkowo też wyrzucił scenariusz do kosza, ale – pod wpływem swojej żony – przemyślał sprawę, i zgodził się na przeniesienie go na ekran, dorzucając swoje trzy grosze w postaci ironicznego spojrzenia z boku na amerykańskie społeczeństwo i zdrowej dawki przemocy ocierającej się o groteskę.

Czytaj dalej

„Pacific Rim” (krótko).

Pacific_Rim_FilmPoster

Ech, na razie w kinach lekka posucha, w międzyczasie można wybrać się na „Pacific Rim”, który jest fabularnym filmem z gatunku Kanji i Mecha, czyli można go podsumować jako Dzień Niepodległości z robotami i potworami. 🙂 Z jednej strony jest to hołd złożony japońskich filmach animowanych opowiadającej o gigantycznych robotach i ich pilotach ratujących światy i prowadzących wojny, czyli najróżniejsze Giantory, Magaziniery, Gunbustery, Gundamy  (ja osobiście wole te z gatunku „real robot”, jak VOTOMSy :P) i Evangeliony, do których to w kilku miejscach „Pacific Rim” nawiązuje bardzo mocno.

Z drugiej sama nazwa potworów z głębin to hołd dla dziesiątków filmów o Godzilli i innych tego typu potworach, które znamy już od lat 50-tych XX wieku na zachodzie, także z zachodnich filmów tego typu jak „Bestia z głębokości 20.000 sążni” czy „Gorgo”.

Oczywiście jest motyw zagrożenia całej ludzkości, bohaterowie zmagający się z trudną przeszłością i rywalizacją, ale mimo to od czasu do czasu twórcy puszczają perskie oczko do widzą, bo filmu z nawalanką gigantycznych robotów z potworami w stylu filmów o Godzili nie da się w żaden sposób poważnie traktować i jest to wielki plus filmu. 😀

Amerykanie mają określenie „camp” (czytaj: nie jest to kicz, ale nie jest to też coś co jest poważne, a za to mocno przerysowane), które świetnie pasuje do tego filmu, dodać trzeba że jest to „camp” dobrze zrobiony i bardziej sensowny od „Transformersów”. 🙂

W skali dziesięciostopniowej przyznaje mu z czystym sumieniem mocną szóstkę. 🙂 Czyli że gwarantuje dobrą zabawę. 🙂

ZŁE FILMY: „Rambo” – kreskówka (1986).

rambocartoon

Z okazji Przeterminowanego Dnia Dziecka, Upragnionego Końca Roku Szkolnego i Ogólnego Wakacyjnego Rozleniwienia mam dziś coś specjalnego z myślą o najmłodszych czytelnikach mojego bloga, którzy w międzyczasie zdążyli już dorosnąć.  :mrgreen:  Drogie dorosłe dzieci, zgodnie z formułą F.I.U.T. (Film I ewentUalnie Telewizja – © Janusz Rewiński) zajmiemy się na chwilę śmieciowymi wytworami małego ekranu, a że autor tego bloga ma słabość do filmów i seriali animowanych, w związku z tym tematem dzisiejszej notki będzie amerykański serial animowany „Rambo – Force of Freedom” z 1986 roku. Tak to nie pomyłka! 😀 Coś takiego powstało, i zanosi się na wyborny pasztet ZŁEGO FILMU! 😀

Od czasu gdy założyłem rubrykę „Złe Filmy” chciałem poświęcić jej łamy zrecenzowaniu i sprowadzeniu do parteru „Rambo”, tylko że to by było za łatwe, i najzwyczajniej w świecie kompletnie niepotrzebne bo John Rambo jest sam w sobie parodią samego siebie, i dlatego nie miałem na to ochoty… 😛

Czytaj dalej

„Fang of the Sun Dougram”

Fang_of_the_Sun_Dougram

Japoński reżyser, producent i scenarzysta seriali i filmów animowanych Ryosuke Takahashi jest uważany za jednego z najlepszych twórców anime w studiu Nippon Sunrise, gdzie sławę zdobył ugruntowując nurt anime typu „Real Robot” w latach 80-tych zeszłego wieku. Charakterystycznymi cechami jego stylu jest bardzo trzeźwe i realistyczne spojrzenie na historię, wojnę i politykę międzynarodową oraz nawiązania do zagranicznych filmów i literatury, czego przykładem niech będzie omawiany tu już serial „Armored Trooper VOTOMS” pełnymi garściami czerpiący inspiracje z „Diuny”, „2001: Odysei Kosmicznej”, „Czasu Apokalipsy” i „Rambo”. Wcześniej jednak Takahashi zrealizował nie mniej istotny dla rozwoju gatunku serial „Fang of the Sun Dougram” wyświetlany w TV Tokyo w latach 1981-83 o podobnej stylistyce, co „AT VOTOMS”, czyli militaria końca XX w. przeniesione w Kosmos.

Czytaj dalej

ZŁE FILMY: „Inwazja na USA” (1985)

Invasionusa

Ach te lata 80-te zeszłego wieku…! Czas w którym powstało najlepsze, bo najzabawniejsze kino akcji (nooo jeszcze takie robiono przez większą część następnej dekady, a i nawet teraz zdarzają się rodzynki złego kina akcji, gdyż pewne trendy są ponadczasowe. 😀 ) oraz ostatnie lata zimnej wojny między USA a ZSRR, dostarczającej gotowych i klarownych schematów fabularnych tj. Strasznych Rosjan Chcących Zniszczyć Biedną Małą Amerykę. 🙂

Dlatego dziś połączymy te dwa wątki, zajmując się filmem z udziałem Chucka Norrisa, wyprodukowany przez wytwórnie Cannon Films w czasach gdy była pod zarządem rodzeństwa Menahema i Yorama Golanów, których modelem biznesowym było agresywne eksploatowanie niszy jaką było ówczesne kino klasy B i kasety VHS. Czyli, na „chłopski rozum”, produkowanie filmów minimalnym nakładem środków z użyciem równie tanich scenariuszy, czemu zawdzięczamy takie klasyki złego kina jak omawiany ostatnio „Amerykański Ninja”, „Delta Force” i „Delta Force 2”, „Kopalnie Króla Salomona” (podróba Indiany Jonesa), serię „Zaginiony w Akcji” i dzisiejszy eksponat, czyli „Inwazja na USA” („Invasion U.S.A.”) z Chuckiem Norrisem.   :mrgreen: Czytaj dalej

„Atlas Chmur”

Cloud_Atlas_Poster

Wiele razy na swoim blogu narzekałem na wszechobecny w współczesnym kinie przerost formy nad treścią, prymitywizm i wyczerpanie się wytartych klisz i pustych formuł we współczesnym kinie popularnym, który zresztą nie jest trendem nowym – vide dział „Złe Filmy” – a obecnie ma postać korporacyjnej „estetyki konglomeratu”, sprowadzającej filmy do serii szybkich obrazków bez głębszego znaczenia.

Na szczęście są bardzo chlubne wyjątki, godzące wymagania kina popularnego z bardziej bogatą treścią takie jak wyświetlany w chwili gdy piszę te słowa, w kinach film „Atlas Chmur”, będący adaptacja bestsellerowej powieści fantastycznej Davida Mitchella pod tym samym tytułem z 2004, w reżyserii rodzeństwa Wachowskich (twórców „Matrixa” i „V jak Vendetta”) i i Toma Tykwera („Pachnidło”). Czytaj dalej

ZŁE FILMY: „Amerykański Ninja″ (1985)

Piwo? Jest!

Chrupki? Są!

A film? Też jest!  😀

A jaki? A mianowicie „Amerykański Ninja” wyprodukowany w 1985 roku przez znaną już wcześniej na moim blogu wytwórnie filmową Cannon Films z czasów Golana i Globusa, wyreżyserowany przez  Sama Firstenberga, z Michaelem Dudikoffem w roli głównej, który to film jest pozycją absolutnie obowiązkową dla każdego wielbiciela złych filmów z epoki VHSów, wczesnego Polsatu i innych zużywaczy głowic w magnetowidzie.  🙂 Czytaj dalej

Dlaczego nie lubię „Gwiezdnych Wojen”?

Ostatnio na moim blogu zrobiło się kosmicznie, więc aby chwilę podtrzymać nastrój zajmę się czymś bardziej zadziornym i prześmiewczym… 😛 Od razu przechodzę do tematu, bez zbędnych ceregieli:  😈

  1. One są wszędzie!

Przyznam się szczerze: „Star Wars” obejrzałem dopiero kilka lat temu, mimo iż mogłem zrobić to już dawniej. I rzecz ciekawa: mimo iż pamiętną trylogię Lucasa oglądałem po raz pierwszy w życiu, to czułem się tak, jakbym już film oglądał wcześniej. Po chwili szybko skonstatowałem dlaczego: po prostu w współczesnej popkulturze jest tak od groma nawiązań do nich, że gdziekolwiek się nie obrócić, czy to mówimy o „South Park”, czy fabularnym „Asteriksie i Obeliksie”, „Głowie rodziny”, serialach i filmach komediowych (gdzie dowcipne nawiązania do popkultury są na porządku dziennym), różnych imitacjach (np. „Pan Kleks w Kosmosie” którym zamęczano moje pokolenie w wieku przedszkolnym), parodiach (np. fajne i zawsze warte obejrzenia „Kosmiczne Jaja”), „Robokurczaku”, reklamach, i wiele wielu innych, to ZAWSZE zobaczymy jakąś porcje oryginalnego materiału. Nawet idąc do supermarketu po zakupy wszędzie atakują mnie tornistry, zeszyty, pudełka śniadaniowe, zabawki itp. z gwiezdnowojennej franczyzny. Osobiście mam tego dosyć, przypomina to znajomego, który na każdym spotkaniu opowiada ciągle te same dowcipy. Na szczęście im więcej czasu upływa, tym bardziej to wszystko się wysyca i blednie…

Albo i nie, skoro news o wojnie Syrii dziennikarze okraszają nawiązaniem do Gwiazdy Śmierci. Ratunku…! 😮

Czytaj dalej

← Starsze wpisy