Kino popularne lat 80-tych XX wieku najprościej jest scharakteryzować następującym opisem: bohaterowie rodem z komiksów, kupa eksplozji, miliony wystrzelonych naboi i przerost formy nad treścią, a przy tym wszystko po prostu superzabawne! (Ale nie zawsze tak, jak chcieli by tego twórcy 😀 )
Teraz, gdy w kinach w chwili pisania tych słów jeszcze „grają” w kinach remake „RoboCopa”, na chwile przypomnijmy sobie klasyka z 1987 roku o przygodach „Człowieka – maszyny, maszyny – człowieka, w całości policjanta” (w Polsce znanego też jako „Superglina” lub „Policyjny Gliniarz”), który rozpoczął serie coraz mniej udanych, i coraz bardziej żenujących sequeli, seriali, komiksów i zabawek. A więc zaczynamy!
„RoboCop” (1987)
W 1984 roku scenarzysta, Edward Neumeier, postanowił zrobić film o policjancie który stał się robotem w Ameryce niedalekiej przyszłości zdominowanej przez potężne korporacje, idąc na fali popularności „Terminatora” Jamesa Camerona, również wyprodukowanego przez wytwórnie Orion Pictures.
Na początku film miał pewne problemy z rozpoczęciem produkcji, gdyż każdy reżyser odrzucał scenariusz i o produkcji nie było mowy, dopóki, dopóty nie trafił w ręce przebywającego w USA Holendra Paula Verhoevena, który początkowo też wyrzucił scenariusz do kosza, ale – pod wpływem swojej żony – przemyślał sprawę, i zgodził się na przeniesienie go na ekran, dorzucając swoje trzy grosze w postaci ironicznego spojrzenia z boku na amerykańskie społeczeństwo i zdrowej dawki przemocy ocierającej się o groteskę.