Dziś coś znalezione na Slashdocie: według bloga dissetion.wordpress.com, rozwój techniki już teraz umożliwia kręcenie technicznie znakomitych filmów w domu, w tym tytułowy, amatorski film o superbohaterach, zrobiony przez kilku licealistów za jedyne trzysta dolarów amerykańskich.
Reasumując: jeszcze w tej dekadzie będzie możliwe tworzenie grafiki komputerowej na poziomie "Avatara" w czasie rzeczywistym a już teraz amatorzy mają do dyspozycji technologie na poziomie tej dostępnej zawodowcom parę lat temu. Jednak w sytuacji zdemokratyzowania się technologii brak dobrego aktorstwa i wizji staje się coraz bardziej zauważalny.
Swego czasu miałem okazje oglądać amatorską parodie Star Teka pt. "Star Wreck", zrobioną przez grupę obrotnych Finów, gdzie ten problem był dobrze widoczny, nie mówiąc o tym że dowcipy i gagi były na nim kiepskie, jeśli nie wręcz toaletowe. Zresztą czy kilkanaście lat temu sam fakt posiadania przez amatora tradycyjnej kamery filmowej 35mm z obiektywem anamorficznym Panavision gwarantował stworzenie przez niego dobrego filmu? Oczywiście że nie, i w takim razie dlaczego technologia cyfrowa miała by być inna?
Faktem jest, że rewolucja cyfrowa na pewno wstrząśnie światem filmu, takim jakim go znamy, ale upadku samej idei systemu studiów filmowych nie byłbym taki pewien. Wystarczy zobaczyć dla porównania blogosferę: początkowo wszystkim się wydawało, że faktycznie realizuje się cybernetyczna utopia, gdzie jeden blogger może rywalizować z zawodowym dziennikarzem z mainstreamu. Po latach się okazuje, że bloggerzy nie zawsze mają coś ciekawego do powiedzenia a profesjonalizm dziennikarzy jest nie do zastąpienia, w efekcie w Internecie najlepiej trzymają się prężne portale redagowane przez zawodowców, jak HuffingtonPost.com.
No i proszę państwa wysokobudżetowa kosmiczna bajka Jamesa Camerona zeszła definitywnie z ekranów kin. Fani wyczekują edycji DVD oraz ponownej projekcji w listopadzie, tym razem z wyciętymi scenami. Moim zdaniem warto się zastanowić nad tym, co takiego jest w tym filie, ze był tak popularny wśród ludzi różnych narodowości, kultur itp, co przełożyło się na fenomen kasowy na całym świecie. Z pewnością zagości na dobre w masowej wyobraźni, tak jak wcześniej "Matrix", "Park Jurajski" czy "Gwiezdne Wojny".
Dotychczas analizowałem ten film pod względem kinematograficznym, oraz naukowo technicznym (część pierwsza, część druga), dziś spróbuję przeanalizować to, w jaki sposób publiczność mogła by odebrać ten film. Dla lepszego klimatu większość ilustracji to twórczość fanów.
Jakie przesłanie wyłania nam się spod ton opakowań po chrupkach i popkornie i kubków po coli porozrzucanych na salach kinowych? Co z tego filmu zostanie w świadomości odbiorców?
James Cameron to stary wyga popkultury, który dobrze wie jak zaczarować publiczność, w szczególności efektami po których potem ciężko człowiekowi ochłonąć (w skrajnych przypadkach dochodziło do depresji u osób oczarowanych światem Camerona). Wie dobrze na jakich tonach zagrać, aby wywołać emocje wśród publiczności, jak zaciekawić fabułą i bohaterami, i do tego ma bezsprzeczny talent w wykorzystywaniu efektów specjalnych do opowiadania historyjek (a nie na odwrót, co zdarza się innym filmowcom, niestety także Georgowi Lucasowi) notorycznie stawiając przy tym poprzeczkę trudności przed swoją ekipą filmową.
Bawi się przy tym konwencją kina akcji, którą sam współtworzył poprzez nakręcenie "Terminatora" i "Terminatora 2", "Obcy: decydujące starcie", czy napisanie pierwszej wersji scenariusza "Rambo 2". Stara się przy tym zdystansować od klisz takowego, np. pułkownik Quatrich czy kapral Wainfleet (ten łysy) to typowe "muły" rodem z kina akcji lat 90-tych i 80-tych, które w "Avatarze" dostają łomot od fizycznie słabszego bohatera.
Polecam prosty eksperyment, czyli obejrzenie filmów Camerona po kolei w krótkim okresie czasu. Widać wtedy jak na dłoni jak często korzysta z tych samych wątków, czyli miłości wystawionej na próbę, silnych postaci kobiecych, matki broniącej potomstwa, konfliktu między wojskowymi a cywilami, krótkowzroczności wielkich koncernów, ujemnych stron postępu technicznego, głupoty wojskowych "jastrzębi", pytań o kondycje ludzką, "niebieskich kołnierzyków" pracujących w obcym środowisku, fascynacji głębiami morskimi i Kosmosem itp. Jest coś w nim z dużego chłopca przelewającego swoje zainteresowania i fantazje na duży ekran, z czego fascynacja nauką i techniką przekłada się na rzemieślniczy perfekcjonizm.
Warto wspomnieć, że Cameron uczciwie przyznaje się do tego, że jest tylko komercyjnym filmowcem, robiącym kino rozrywkowe dla szerokiej publiczności.
Dlaczego tak wielu podoba się tak bardzo?
Na początek zacznijmy od najbardziej pokręconych interpretacji filmu.
Aż się chce krzyknąć: czy jest lekarz na sali kinowej?
Ale zostawmy te głupotki i przejdźmy dalej. Ten film jest trochę jak hamburger: każdemu pasuje i smakuje, mimo iż jest standardowy do bólu. Jest i miłość przekraczająca granice, i epicki rozmach, i bohaterowie (fakt, strasznie stereotypowi) z którymi łatwo się identyfikować, wyraziste czarne charaktery itp.
Nie da się ukryć że po takim wielkim widowisku można by się spodziewać bardziej skomplikowanej fabuły. Z drugiej strony, w sytuacji miedzy twórca z całą premedytacją nawiązuje do znanych motywów, powieści Edgara Rice’a Burroughs’a, "książek SF przeczytanych w dzieciństwie", kilku westernów i filmów przygodowych, i do tego oprawia to w mitologiczną opowieść pełną archetypów to trudno iść w lewo czy w prawo z fabularnym wyrafinowaniem (a szkoda, zwłaszcza że Cameron udowodnił już, że potrafi zawrzeć suspens i zaskakujące zwroty akcji).
Paradoksalnie jej prostota powoduje, że łatwiej wpada ona w oko najszersze możliwie grupie odbiorców. Demografia osób oceniających ten film pozytywnie, według portalu Internet Movie Data Base, jest płaska co świadczy o tym, że jest to film międzypokoleniowy, co dla dzieł kina gatunkowego zdarza się rzadko. Niewykluczone jst to, że Cameron pominął pewne fragmenty Project 880 po to, aby finalny produkt był lepiej strawny dla szerokiej publiczności, co by się przełożyło na sukces finansowy.
I jest coś dla fanów science-fiction (nawiązań do klasyki jest tyle, że nie mam teraz czasu je wyliczać) i dla miłośników westernów, bo w "Avatarze" za Indian robią kosmici, za konkwistadorów korporacja, a misjonarzy naukowcy. Fanom fantasy pewnie podobają się nawiązania do elfów (Na’vi mają sterczące uszy, mieszkają w drzewach i dobrze strzelają z łuków) i smoków oraz latające góry, ekolodzy wręcz chyba będą nosić Camerona na rękach za motywy proekologiczne, a naukowców urzekła postać pani doktor Grace, która dąży do poznania obcej planety.
Nawiasem mówiąc, Cameron wcale nie jest "przytulaczem drzew", gdyż w scenariuszu "Project 880" Gaja jest nazwana "mitem", a a w wywiadzie Cameron zauważył, że "szlachetny dzikus" to nierealna fantazja. Jeżeli dobrze się przyjrzeć to biosfera Pandory, czczona przez krajowców jako Bogini-Matka, Eyva to bezduszny mechanizm samoregulujący. Gdyby w interesie zachowania równowagi leżało by wyginięcie Na’vich, to na pomoc Eyvy nie mogli by liczyć.
Można zaryzykować twierdzenie, że "Avatar" jest polemiczny względem naiwnego ekologizmu, mimo pro-ekologicznego przesłania.
W Polsce, gdzie drogi są dziurawe jak ser szwajcarski, autostrady buduje się wolno, a elektrownie ledwo zipią, przesłanie ekologiczne może być odbierane jako propagowanie zacofania. Ale trzeba wziąć poprawkę, że dla Amerykanów, co uważają, że świętym prawem człowieka jest jeździć Hummerem po zakupy do supermarketu z naprzeciwka, historyjka emocjonalnie pokazująca dewastacje przyrody może być odkrywczym i oświecającym przeżyciem.
Jak zauważa Joshua Keating na łamach 'Foreign Policy", film "Avatar" jest powszechnie traktowany jako wielozadaniowa alegoria. Na świecie nie brakuje konfliktów do których można odnieść fabułę "Avatara". Ale, tak prawdę mówiąc, jest to pewne nieporozumienie, wynikające z tego, że Cameron posłużył się pewnym archetypem pasującym do wszystkiego, tj. walką słabszego z silniejszym o terytorium.
W Chinach władze zdecydowały się na ściągnięcie filmu z kin 2D, gdy zaczęły chodzić wieści, że widownia traktuje film jako alegorię częstych w Chinach przymusowych wysiedleń mieszkańców z mieszkań przeznaczonych do rozbiórki przez developerów.
Trudno nie mieć skojarzeń z Darfurem, gdzie islamskie bojówki wspierane przez rząd masakrują animistów i chrześcijan na roponośnych terenach.
"Ten film jest o nas" – powiedzieli Indianie z Ekwadoru, widząc w nim metaforę swojej walki z rządem i konsorcjami o tereny roponośne.
Grupa aktywistów z Survival International prowadzi kampanię na rzecz plemienia Dongra, żyjącego w Indiach, które to domaga się respektowania swoich praw przez koncern wydobywający boksyty na ich terenie.
…I tak można w nieskończoność mnożyć… Nawiasem mówiąc film jest realistyczny1w jednym aspekcie: słabi mogą wygrać z silniejszym wtedy, gdy ktoś z zewnątrz im pomoże.
Dodać można jeszcze że James Cameron był mile zaskoczony, gdy badania widowni przeprowadzone przez dystrybutorów na całym świecie wykazały że w różnych krajach ludzie śmiali się i płakali na tych samych scenach.
O tym, jak trudno zrozumieć konwencje
Dla większości widzów jest to i tak historyjka o niebieskoskórych kosmitach broniących się przed ludźmi. Ale moim zdaniem powierzchowne a nawet miejscami pokraczne interpretacje "Avatara" są spowodowane niezgłębieniem konwencji w której film jest zrobiony. W tle pojawiają się ciekawe wątki, a w konwencji fantastycznej to świat przedstawiony sam z siebie przekazuje pewne przesłanie i opowieść. Nie może to być, oczywiście, pretekst do chodzenia na łatwiznę przez twórców.
Ja wręcz uwielbiam w tym filmie to, że mimo baśniowości występują w nim motywy solidnej hard SF (pisałem tym wcześniej) jak bardzo prawdopodobny sposób odbywania podróży kosmicznych.
Interpretowanie "Avatara" jako opowieści o walce z niesprawiedliwością i zaborem jest takim samym nieporozumieniem, jak ograniczenie "2001: Odysei Kosmicznej" do opowieści o ekspedycji na Jowisza czy "Akiry" do przygód gangu motocyklowego.
Trudno nie zauważyć, że Cameron wykorzystał w pełni możliwość jaką daje science-fiction, czyli pokazanie ludziom lustra, w którym mogą się przyjrzeć, poprzez przenoszenie akcji w inne światy i przyszłość, dając do ręki ludziom niezwykłą siłę albo wiedzę, czy pokazując świat z perspektywy robotów, cyborgów, kosmitów itp.
Wątek Ziemian-najeźdźcców jest rzadziej poruszany, niż inwazja kosmitów na Ziemię. Na filmie odwrócono tradycyjne relacje między ludźmi a kosmitami w SF; w "Avatarze" ludzie są bardziej technicznie zaawansowani od kosmitów. Łuki i latające 'smoki’ są tak samo mało skuteczne przeciw helikopterom jak F-16 przeciw latającym talerzom w "Dniu Niepodległości" Emmericha.
Film nie ma przesłania antyhumanistycznego, jak twierdzą co niektórzy, wskazując na sympatycznych kosmitów i złych ludzi, a nawet wręcz przeciwnie. Nieetycznie zachowują się ci ludzie, którzy akurat mają władzę i siłę w kolonii na Pandorze, podczas gdy naukowcy, pełniący funkcje listka figowego dla koncernu, mają bardziej moralny stosunek do obcego świata.
Na’vi to są po prostu ludzie, ale jakby reprezentujący naszą lepszą stronę nas samych. Są dobrze zbudowani, bez zbędnych kilogramów, są wysocy, a ich społeczność opiera się na wzajemnym szacunku i równowadze. Jeśli się dobrze przyjrzeć, nie są wyidealizowanymi dzikusami: znają instytucje wojny i mają swoje zasady, które bezwzględnie egzekwują (gdyby nie, to by nie mieli miejsca do egzekucji na skazańcach). No i oczywiście żyją zgodnie z naturą, mają kocie nosy i ogony co powoduje że wyglądają sympatycznie.
Konflikt między Na’vi a Ziemianami jest metaforą konfliktu człowieka z przyrodą; Na’vi mogą żyć bez jej dewastowania, gdyż są z nią połączeni na poziomie impulsów nerwowych. Ci drudzy jako gatunek tak nie mogą, dlatego posiłkują się maszynami i nauką.
Ludzie są podzieleni na dwa obozy. Konflikt między naukowcami i najemnikami i korporacją na filmie pokazuje starcie dwóch postaw wobec rzeczywistości: z jednej strony chęć jej dogłębnego zrozumienia i poznania, z drugiej bezwzględna konfrontacja ze wszystkim co jest nie po drodze, w imię doraźnych korzyści.
Ci drudzy, a dokładnie koncern RDA, mają technokratyczne i krótkowzroczne podejście do rzeczywistości: tu coś wykopać, tu coś wbudować, tam coś wyburzyć, tam odpalić rakietę, a jedyna troska to to, aby słupki zgadzały się w raporcie kwartalnym. A jak się "niebieskim małpom" coś nie podoba, to potraktujemy ich gazem łzawiącym i napalmem. I brutalne konsekwencje takiego podejścia widzimy na ekranie.
Słyszałem głosy, że jak na XXII wiek ludzie na filmie wyglądają zbyt mocno podobnie do ludzi współczesnych, podobnie się ubierają, mają zbliżony styl życia itp. Moim zdaniem taka wizja jest bardziej metaforyczna, i może być ilustracją zjawiska, które Alvin Toffler nazwał "szokiem przyszłości" czyli zaskoczenia społeczeństwa zbyt szybkimi zmianami technologicznymi, jak i może być metaforą tego, że jeżeli ludzie się nie zmienią itp. to będą w przyszłości ciągle powtarzać te błędy co w przeszłości.
W ogóle ten film pokazuje, że posiadanie zaawansowanej technologii nie idzie w parze z zasadami moralnymi. Jest za to pochwałą mądrości, czy to serwowanej nam przez naukę czy moralność, tradycje i religię.
Rozumiem dlaczego niektórzy Amerykanie tak wkurzyli się na ten film. Pułkownik Quatrich, pod pewnymi względami, przypomina ideał amerykańskiego bohatera, który by chyba doprowadził Ayn Rand (intelektualną patronkę amerykańskiej prawicy) do płaczu z zachwytu; jest indywidualistą z silną osobowością i równie silnym ciałem, całkowicie samodzielny i sprawny pod względem techniczno-organizacyjnym, zawsze gotowy do walki, stosując przy tym bojową logikę "albo my albo oni".
No i oczywiście ma wielki rewolwer u pasa.
Jako ciekawostkę można podać fakt, iż inspiracją dla korporacji RDA była dla Camerona Kompania Wschodnioidnyjska, którą już w XVIII wieku Edmund Burke oskarżał o dewastacje Indii.
Pokolenie Y to, przypominam, ludzie urodzeni w latach 80-tych i 90-tych XX wieku, których to dzieciństwo i młodość przypadły na czasy Internetu, gier komputerowych i ogólnie rewolucji informatycznej.
To nie przypadek, że w kinie popularnym ostatnich lat pojawiają się motywy wchodzenia bohaterów w inną rzeczywistość i dokonywania tam rzeczy heroicznych, przy pomocy wyrafinowanych środków technicznych.
Ta metafora jest dobrze zrozumiana przez ludzi wychowanych od dziecka na grach komputerowych i innych zaawansowanych technologicznie formach rozrywki, które takie przeniesienie w inne światy oferują. A obecność "awatara" w slangu internetowym to przysłowiowa wisienka w koktajlu, podobnie jak fakt że do kręcenia filmu wykorzystano technologię bezpośrednio wywodzącą się z technologii produkcji gier komputerowych.
W pierwotnym scenariuszu o nazwie "Project 880" operatorzy awatarów przypominają nawet trochę nałogowych graczy; są niedomyci, zarośnięci i całkowicie zaabsorbowani życiem w innej rzeczywistości. W "Avatarze" Jake zachowuje się tak jak nałogowy gracz; je w pośpiechu, zaniedbuje higienę osobistą i nie może się doczekać ponownego połączenia.
Sama Pandora i jej biosfera przypominają wizję społeczeństwa informatycznego przyszłości. Wcześniej wspomniany futurolog Toffler porównał inteligentne środowisko informatyczne do wizji świata według animistycznych Indian. Środowisko Pandory jest inteligentne: Na’vi nie potrzebują pisma i innych mediów, gdyż wszystkie doświadczenia ich przodków są przechowywane w banku danych, którymi są Drzewa Dusz. Konflikty są wygaszone, nie ma nieudanych związków, wszystko jest w równowadze, społeczności Na’vich na całym globie mówią identycznym językiem. Cameron powiedział że scena modlitwy Jake’a może być świecko interpretowana jako wymiana informacji, po której to Eyva, będąca gigantycznym biologicznym komputerem, podjęła stosowne decyzje.
Na zakończenie można powiedzieć, że z punktu czysto popkulturowego ten film to symboliczna konfrontacja konwencji Science-Fiction z konwencją Fantasy, odpowiednio reprezentowaną przez ludzi i Na’vi. Poza tym, każdy kto grał w gry RTS i podobne może zauważyć podobny motyw dwóch frakcji dysponujących totalnie odmiennym wyposażeniem i taktyką, gdzie jedna frakcja używa technologii, a druga biologii, weźmy chociażby insektoidalnych Zergów i technologicznych Terran ze „Starcrafta”, czy Kosmicznych Marines i Tyranidów z gier „Warhammer 40.000”.
Coś do śmiechu 😉
-Widzę cię pułkowniku… -Och, rekruci, jacy oni są słodcy…
-Pandora to piekło. Na zewnątrz nie możecie oddychać, a do tego są tam miejscowe dziewczyny…