Miarą jakości elit politycznych danego kraju jest dbałość o dobro publiczne ponad podziałami, z czego w ramach tego dobra powszechnego znajduje się troska o edukację i rozwój nauki. Oprócz przyznawania dotacji, grantów, stałego finansowania badań naukowych i fundowania ośrodków badawczych, w skład tych działań wchodzą także proste gesty propagujące naukę u szerokich rzesz społeczeństwa.
Jak donosi "The Washington Post", prezydent Barrack Obama wystąpi w popularnym programie "Pogromcy Mitów", czym ma pokazać "swoje oddanie w inspirowaniu młodych ludzi do nauki matematyki i przedmiotów ścisłych". W odcinku, który ma być nadany 8 Grydnia b.r. niestrudzeni spece od efektów specjalnych mają zamiar po raz trzeci przetestować rzekome zwierciadło Archimedesa, użyte rzekomo do obrony Syrakuz przed Rzymianami.
Porównajmy to to z tym co się dzieje w naszym kraju, kraju w którym dyskusja publiczna stoczyła się do poziomu Trzeciego Świata, wydatki na naukę są symboliczne, a system edukacji na tyle dysfunkcyjny, że produkuje bezrobotnych humanistów, w sytuacji gdy brakuje inżynierów…
1 Grudnia b.r. w swoim przemówieniu prezydent USA Barrack Obama obiecał dodatkowe 30.000 żołnierzy oraz konkretny termin wycofania większości sił i przekazania w pełni władzy Afgańczykom.
Szczerze mówiąc mam poważne wątpliwości, czy samo postawienie na zwiększenie liczebności sił NATO jest rozwiązaniem problemu.
Jeżeli chcemy być realistami, i pod tym kątem analizować sytuacje w tamtym regionie świata, to najpierw musimy spojrzeć na geograficzne położenie Afganistanu i sąsiadujące z nim kraje i ich interesy. Afganistan leży na styku wpływów Rosji, Iranu, Pakistanu, Indii i Chin, stanowiąc obszar rozdzielający te strefy i stojąc na szlaku tranzytowym między tymi państwami.
Przede wszystkim ewentualny powrót Talibanu do tego kraju wzmocniłby pozycje Iranu i Pakistanu. To nie jest na rękę Indiom, które mają trwający od 60 lat konflikt z Pakistanem o Kaszmir, z kolei dla Pakistanu islamskie organizacje bojowe są elementem przeciwwagi dla Indii, znacznie bardziej ludnych i zasobnych. Nie wykluczone jest – jak sugeruje Daniel Twining – że to właśnie Indie będą musiały wziąć na siebie część odpowiedzialności za Afganistan w przyszłości, gdyż leżało by to w ich interesie.
Należy powtórzyć jeszcze raz, że wszelkie budowanie scentralizowanego organizmu państwowego w Afganistanie jest praktycznie nie możliwe w akceptowalnym przedziale czasowym; tamtejsze społeczeństwo od wieków jest przyzwyczajone do klanowej i plemiennej struktury, w której najwyższą powszechnie tam akceptowaną instancją jest zgrowadzenie zwane Loją Dżirgą. Tak więc trzeba zapomnieć o demokracji w stylu zachodnim, tym bardziej, że ostatnie wybory prezydenckie odbyły się w atmosferze skandalu i oskarżeń o manipulacje.
Stabilizację w Afganistanie może więc przynieść nie tylko zaangażowanie zainteresowanych nią państw ościennych, czy militarne akcje przeciw Talibom, ale po prostu dogadywanie się z lokalnymi przywódcami plemiennymi, organizowanie spośród nich opozycji antytalibskiej czy wykorzystywanie animozji do osiągnięcia lokalnej równowagi, tak aby zmniejszać swoją obecność wojskową bez obawy o destabilizacje. NATO nie może sobie pozwoli na długotrwały i wyczerpujący konflikt, grożący demoralizacją i kompromitacją Sojuszu. Dodajmy do tego jeszcze wspomnianie wcześniej balansowanie z dystansu ("off-shore balancing") polegające na zangaarzowaniu regionalnych aktorów i szybkich akcjach militarnych w formule uderzeń lotniczych i sił specjalnych.
Jednak obawiam się, że wojna w Afganistanie zużyje czas i środki jakie Ameryka mogła by przeznaczyć na problemy strategiczne w innych regionach świata. I tak Japonia zaczyna okazywać chęć przemyślenia traktatu obronnego z USA, który jest solą w oku z jednej strony japońskich pacyfistów, a z drugiej strony "normalistów" pragnących "normalnej", zremilitaryzowanej Japonii.
Wśród innych sygnałów widać jak Turcja, tradycyjnie znajdująca się na pograniczu Orientu i Zachodu, spogląda coraz dalej w kierunku tego pierwszego, co może spowodować utratę sojusznika w tym regionie świata przez państwa Zachodnie. Nawet Brazylia zaczyna czuć się pewniej na półkuli zachodniej, nie mówiąc o Rosji i powoli wzrastających potęgach Chin i Indii.
Na razie te trendy nie grożą pozycji numer jeden USA w ładzie światowym, ale powoli te procesy będą przyczyniały się do osłabienia atrakcyjności relacji z Ameryką dla mniejszych państw.
Wielobiegunowość nie jest sama z siebie zła, ale z punktu widzenia takiego kraju jak Polska, dla którego zaangażowanie USA w Europie jest istotne dla naszego bezpieczeństwa, osłabienie Ameryki jest nie po drodze, przynajmniej przez najbliższe 20-30 lat. Oczywiście trzeba tu podkreślić, że przez ostatnie lata nasze stosunki z USA odbywały się na zasadzie że my bierzemy na siebie trudne wyzwania militarne, bez zasadniczego targowania się o więcej, a od USA otrzymamy ledwie kilka sztuk starego sprzętu oraz MSBSWM czyli "Moralną Satysfakcje Bycia Sojusznikiem Wielkiego Mocarstwa". Nie chcę mi się znowu powtarzać, ale muszę, że czas z tym skończyć.