Blog Doktora No

Blog geeka o komiksach, filmie, anime oraz nauce i technice - A Geek's blog about anime, film, sci and tech

„Avatar” Jamesa Camerona – MEGARECENZJA

Od autora: Tekst został kosmetycznie poprawiony, dodatkowo polecam trzy artykuły pokrewne: Nauka i technika w "Avatarze", cz.1 , Nauka i technika w "Avatarze", cz.2 i Avatar – tajemnica sukcesu. (23.07.2010)

Uwaga! To nie jest zwykła recenzja filmu! Bardziej pasuje tu słowo "analiza", która jest zbiorem moich wrażeń i przemyśleń, oraz opinii i materiałów znalezionych w Internecie. Zastrzegam też, tekst jest długi; proszę więc o wyrozumiałość. Wyczernione fragmenty to tzw. spoilery, psujące przyjemność oglądania filmu tym, którzy go jeszcze nie widzieli.

Na początek kilka ustaleń wstępnych:

Po pierwsze: wszystkie recenzje można sprowadzić do jednego zdania: super efekty specjalne i słaba fabuła, która jednak bardzo angażuje widza. Ja chciałbym temat trochę głębiej podrążyć.

Po drugie: zdaje sobię sprawę z oczywistości niektórych tez poniżej, ale uważam, że warto wszystko zebrać "cuzamen do kupy" w jednym miejscu.

Po trzecie: jestem zaskoczony tym, że ten film, którego scenariusz powstał po to, aby znaleść zastosowanie dla nowych technologii filmowych i zarobić sporo kasy, budzi takie gwałtowne emocje. Męczy mnie roztrząsanie "co autor miał na myśli", dlatego będę trzymał się tego, co James Cameron sam o tym obrazie napisał i powiedział.

Jak ja oceniam filmy? Otóż uważam, że dobry film, niezależnie od kategorii, musi mieć oprócz prawidłowego wykonania, scenariusza itp, coś co ja nazywam "charyzmą", czyli czymś co budzi pozytywne emocje u widza, i co ciężko jest jakościowo ocenić obiektywnie, gdyż zależy ona np. od grupy docelowej.

Obraz:

"Nie jesteście już w Kansas, tylko na Pandorze."

Filmowcy Camerona zrobili coś niewiarygodnego; przy pomocy komputerów stworzyli niesamowity, fantasmagoryczny świat Pandory, niczym ze snu. Latające góry, gigantyczne drzewa, pterodaktylowate latające stwory cała reszta fauny i flory planety, w tym fosforyzujący las , maszyny ludzi (statki kosmiczne, spychacze, helikoptery, transportowce, egzoszkielety itp.) – wszystko to wygląda niewiarygodnie realnie równie i realnie porusza się!!

Mimo iż film oglądałem w kinie 2D, to miejscami czułem zawrót głowy, typowy dla lęku wysokości.

Ruch komputerowo wygenerowanych postaci jest bardzo płynny, nie ma wrażania sztuczności, szczególnie w przypadku mimiki twarzy, która animowanym komputerowo postaciom dodaje człowieczeństwa. Fantastyczne są różne drobne detale: np. gdy Na’vi płaczą, to widać w ich oczach łzy, a gdy Jake w swoim awatarze zjada owoc, z ust ciekną mu soki itp. W innych scenach ich skóra fosforyzuje i robi się wilgotna w deszczu i rosie.

Na’vi, jak koty, strzygą uszami, merdają ogonami i szczerzą kły, co wygląda bardzo realistycznie, a trzeba pamiętać że nie są to ruchy typowe dla człowieka, tym bardziej trzeba docenić pracę animatorów.

Nawiasem mówiąc, humanoidalny wygląd Na’vich i kocie cechy są niemożliwe z punktu widzenia biologii (nie mówiąc o tym, że są niekoheretni z innymi formami życia na Pandorze) i wyglądają tak po to, aby widzowie mogli ich polubić, oraz żeby podkreślić ich bliski związek z naturą.1

Fabuła:

Teraz przejdźmy do elementu najbardziej krytykowanego.

Na początek odrobina perspektywy. Przygody Indiany Jonesa rażą uproszczeniami i komiksowością, gdyż inspiracją dla nich były stare seriale filmowe z lat 30-stych i komiksy z Kaczorem Donaldem. "Matriks" jest pełen cytatów i nawiązań chyba do wszystkiego co się da, trylogia "Piraci z Karaibów" była zainspirowana… atrakcją w Disneylandzie, dodatkowo nawiązując do klasyki kina pirackiego (np. do "Karmazynowego Pirata"), "Terminator" nawiązuje do klasycznego motywu science-fiction, czyli buntu maszyn i podróży w czasie, z czego o ile mi wiadomo Camerona pozwano do sądu za plagiat w tym filmie. W konwencji kina rozrywkowego zapożyczenia są dopuszczalne, o ile nie ocierają się o zwykły plagiat.

"Avatar" opiera się na opowiedzeniu bardzo prostej historii, mocno inspirowanej klasyką gatunku science-fiction.

Konflikt o wrogą dla człowieka planetę bogatą w ważny surowiec? Było, w "Diunie" Franka Herberta, razem z religią i kulturą powiązaną z ekologią planety i bohaterem z zewnątrz przyjętym przez miejscowych.
Księżyc Pandora, ukazany jako jeden wielki organizm przypomina "Solaris" Lema, a powszechnie się wskazuje, że pomysł na awatara jest wzięty z opowiadania "Call me Joe" Poula Andersona z 1957 roku. Egzoszkielety to temat z powieści Roberta Heinleina "Kawaleria Kosmosu", ludzie jako bezrefleksyjni technobarbarzyńcy to motyw z "Kronik Marsjańskich" Raya Bradburiego, a podstawianie "szlachetnych dzikusów" jako antytezy cywilizacji "białego człowieka" to też motyw stary jak świat, obecny np. w "Przygodach Guliwera" J. Swifta2.

To że Cameron nawiązuje do klasyki, w tym do swoich własnych filmów (i to tak bardzo, że zaangażował do jednej z głównych ról Sigurney Weaver), tylko dobrze o nim świadczy. Sam przyznał że nawiązywał min. do filmu "Zabawa w Boga", o Indianach w Amazonii i "książek SF przeczytanych w dzieciństwie" (to ostatnie wiele tłumaczy). Znalazłem nawet listę opowiadań, powieści i komiksów fantasy i SF, które bardzo przypominają fabułą i obrazami "Avatar". I tak, oprócz wspomnianego wcześniej opowiadania Andersona, wskazano na niej na: 

  • Robert F. Young – "To Fell a Tree" – opublikowana w Magazine of Fantasy & Science Fiction w 1959 roku, opowiada o armii chciwych ludzi, trzebiących święte drzewa na planecie zamieszkałej przez humanoidalnych, prymitywnych kosmitów
  • Ben Bova – "The Winds of Altair", powieść z 1973 roku; znowu mamy awatary używane do odkrywania obcego świata zamieszkałego przez kotowatych kosmitów i jego zaborczą kolonizację przez ludzi
  • Clifford Simak – "Desertion" z 1944 roku: ludzie używają awatarów do odkrywania obcej planety, z czego ci co przenoszą się w ciała awatarów nie mogą wrócić na Ziemię, i wybierają życie wśród krajowców
  • Wydana takźe w Polsce powieść "Słowo 'las’ znaczy 'świat’" Ursuli K. Le Guin z 1972 roku, zawierająca wątek rabunkowego wycinania drzew przez zmilitaryzowaną kolonię ludzi na innej planecie i okrutnego traktowania przez nich kudłatych, inteligentnych i połącząnych telepatycznie stworzeń, które  przystępują do wojny z ludźmi.

Wielu komentatorów zwraca też uwagę na podobieństwa z "Planetą Śmierci" Harrego Harrisona, a Na’vi wywołują skojarzenia z elfami z kanonu fantasy, w którym to występuje dosiadania latających stworów np. w cyklu "Jeźdźcy Smoków z Pern".

Dygresja: W medium wizualnym wątek latających wojowników przedstawiono w komiksie "Arzach" Moebiusa i filmie animowanym dla dorosłych "Heavy Metal" z 1981 roku:

"Heavy Metal"

Na pewno Cameron miał okazję się z tym spotkać.

Wracając do "Avatara": Idąc na widowisko przygodowe spodziewamy się rozrywki a nie głębokich przemyśleń, tym bardziej, że wykonał je reżyser kojarzony właśnie z takim typem kina. Tego filmu nie można traktować jako "twarde science-fiction" (na co autor też zwrócił uwagę) ale po prostu współczesną bajkę z następującymi morałem: chciwość nie popłaca, człowiek powinien szanować przyrodę, brutalna siła nie gwarantuje zwycięstwa, moralność stoi ponad lojalnością wobec grupy itp.

Konflikt jest bardzo jasno narysowany: chciwy biznesmen i jego "trepy" kontra sympatyczni kosmici i próbujący ich zrozumieć naukowcy, i do tego mamy zderzenie naukowo-technicznej cywilizacji Ziemian z kulturą biologiczno-mistyczną Na’vich, któży nie potrzebują techniki, gdyż potrafią się łączyć z innymi istotami obecnymi na Pandorze i wykorzystywać ukrytą moc planety. Trudno w takiej konfiguracji wykrzesać jakiś skomplikowany, głęboki scenariusz, tym bardziej że nacisk jest położony na obraz i widowiskowość, i że impulsem do napisania scenariusza była chęć użycia nowej technologii, co Cameron w wywiadach wiele razy potwierdzał.

Reżyser zresztą "męczył" ten scenariusz, znany enigmatycznie jako "Project 880", przez 10 lat i pierwotna wersja była bardziej skomplikowana i miała więcej wątków i postaci i zawierała np. sceny  ekologicznie zdewastowanej Ziemi, inną drogę Sulliego ku akceptacji wśród Na’vich czy wreszcie kompletnie inne zastosowanie programu "awatarów’. Finalna wersja scenariusza jest mocno okrojona, bo ekranizacja pierwotnego wydłużyła by film o dwie godziny, a i tak wszystkiego nie nakręcono.

"Imperializm na Pandorze":

Odczytywanie filmu przez pryzmat bieżącej polityki jest błędne. Jednocześnie pewne elementy z ostatnich wydarzeń politycznych przewijają się, ale absolutnie nie są tak prostacko wyłożone, jak to się niektórym wydaje, i przesłanie jest zdecydowanie bardziej uniwersalne, np. dot. mechanizacji wojny (co też stwierdził reżyser), czy też popełnianie okrucieństw przez ludzi w imię zdobycia "kamienia filozoficznego" np. ideologii, co symbolizuje unoszący się w powietrzu metal "unobtanium" (jak słusznie zauważył cameel).

Np. scena zawalania się drzewa-domu Na’vich po nalocie najemników budzi skojarzenia z zawalaniem się wież WTC, co stwierdził sam reżyser.

Ręce opadają, gdy się słyszy że film atakuje armię amerykańską, tym bardziej że film nie przedstawia żołnierzy, ale najemników pracujących dla korporacji! Sam bohater na samym początku filmu nazywa ich "byłymi obrońcami wolności"!

Jak widać są tacy, co zapewnie woleli by widzieć na filmie Ziemian masakrujących Na’vich, pokrzykujących przy tym "Yo, Joe!"4.

Dygresja: trudno tu nie wspomnieć o fenomenie filmu "Żołnierze Kosmosu" Paula Verhoevena z 1997 roku, który cynicznie parodiował literacki pierwowzór, zamieniając libertariańską utopię Heinleina w militarystyczną groteskę.

Twórcy filmu miejscami robili to dość namolnie np. ubierając bohaterów w quasihitlerowskie mundury, parodiując filmy propagandowe i układając umyślnie patetyczne dialogi, eksponując głupotę i niekompetencję armii przyszłości, a mimo takich oczywistości film zyskał dużą popularność wśród widowni spragnionej akcji i rozwalania gigantycznych owadów, która najwyraźniej nie dostrzegła satyry.

I jest to rzecz bardzo zastanawiająca…

 

Faktem jest, że latające nad dżunglą helikoptery, bomby zapalające i miotacze płomieni, cekaemiści w lukach oraz wyskakujący z maszyn kosmiczni marines przywodzą na myśl Wietnam. (Nawiasem mówiąc, tamta wojna to też klisza, powielona metaforycznie np. w "Predatorze" czy opowiadaniu "Na pierwszej linii" G. Wolfe’a)

Cameron jasno powiedział, że film ma przesłanie proekologiczne, które chciał wyłożyć w emocjonalnej, ostrzegawczej historyjce:

http://video.hollywoodreporter.com/services/player/bcpid40254714001?bctid=57769377001

…ale jednocześnie nie wykluczył skoncentrowania się na zwykłej akcji i przygodzie, bo jak sam powiedział, to kwestia wyboru widza.

Podsumowanie:

Ten film jest po prostu najlepszą eskapistyczną fantazją jaką można sobie wyobrazić, odwołującej się do tęsknoty za powrotem do natury i poczucia wspólnoty. Któż z nas nie chciałby tak jak główny bohater, przeżywać przygody się w niezwykłym świecie ("co możemy im dać? Jeansy i dżin?"-zapisuje Sully w swym wideoblogu), znaleźć miłość swego życia w postaci egzotycznej piękności4 i dokonać czegoś heroicznego?

Pomysł ustawienia inwalidy wojennego w roli bohatera zaznającego pełni życia w ciele bardzo sympatycznej istoty i w innym, lepszym świecie jest rewelacyjny, gdyż znakomicie identyfikuje widza z nim. Jesteśmy właśnie takimi "inwalidami"; żyjącymi w szarej rzeczywistości przeciętniakami, którym kino oferuje ucieczkę w inny świat. Wchodzenie Jake’a do komory łączącej go z awatarem jest metaforą każdego kto poszedł do kina na ten film.

Te elementy, podobnie jak prosta, ale bardzo dobrze rezonująca w świadomości odbiorcy opowieść wraz z fantasmagorycznym światem składają się na charyzmę tego obrazu i jego niezwykłą popularność.
 
Z pewnym zdziwiem przeczytałem informacje, że Cameron planuje trylogię, jeżeli pierwszy film "wypali". Mam ku temu duże wątpliwości, gdyż fabuła raczej nie rokuje na rozwinięcie, mimo bogatego świata przedstawionego…

Plotki mówią kilku scenach scenach, które zostały wycięte, a mogą pojawić się na DVD i BluRay, i dodać nieco głębi scenariuszowi. Jak by tego było mało Cameron najprawdopodobniej umieści w edycji DVD wyciętą scenę miłosną między Sullym i Neytiri5


Ziemia przyszłości: jedna ze scen pominiętych w kinowej wersji filmu. Nawiasem mówiąc, takie wizje ciągną się już chyba od czasu "Metropolis" Fritza Langa, po "Blade Runnera" i "Sędziego Dredda".

Moje czepialstwo:

  • Drażniło mnie zbyt nachalne wzorowanie Na’vi na Indianach, choć gwoli sprawiedliwości projektanci postaci zauważalnie czerpali inspiracje z innych ludów pierwotnych.
  • Nie jestem zwolennikiem epatowania brutalnością, ani też nie wymagam naturalizmu w stylu "Szeregowca Ryana", ale wojna to nie zabawa i więcej realizmu scenom śmierci by nie zaszkodziło. Rozumiem, że twórcy chcieli sprzedać swój film jako familijny, ale takie posunięcie spłyca przesłanie.
  • Wiele razy w różnych komentarzach zwracano uwagę na papierowość postaci. Inna sprawa, że formuła kina przygodowego raczej nie daje możliwości na rozwój postaci przez autora, jeżeli film ma się zmieśćić góra w trzech godzinach.
  • Na koniec muszę się przyczepić do słynnych scen przebijania kabin helikopterów strzałami – wyglądają szalenie nielogicznie, gdyż podczas pierwszej konfrontacji ta sama broń okazała się nieskuteczna wobec tego samego celu. To samo dotyczy dziwnej nieodporności kabin egzoszkieletów…

Uwagi warsztatowe:

Pierwszym filmem pełnometrażowym, gdzie użyto grafiki 3D wygenerowanej przez komputer, (bardzo prymitywnej, co warto podkreślić) był disnejowski "TRON" z 1982 roku, nawiasem mówiąc, bardziej będący bajką niż poważnym SF.

W latach 90-tych animacja komputerowa na dobre zagościła w studiu efektów specjalnych, wypierając miniatury i modele. Pierwszym odważnym krokiem w stworzeniu dłuższych form filmowych wykonanych w całości w tej technologii był pełnometrażowy film dla dzieci Toy Story z 1995 roku. Sam fakt, iż była to animacja komputerowa, wzbudził sensacje. A potem, poszło wszystko "z górki", ("Shrek", "Potwory i Spółka", "Dawno Temu w Trawie" i wiele innych) czego finałem było definitywne zamknięcie działu tradycyjnej animacji w wytwórni Disneya, panujący po dziś dzień i duopol wytwórni Pixar i Dreamworks.

Swego czasu wdziałem francuski film "Immortel (ad vitam)", znany w Polsce jako "Immortel – kobieta pułapka", zrealizowany na podstawie komiksu Bilala, z bardzo hermetycznym scenariuszem. Na tym filmie ruchy postaci wygenerowanych komputerowo były sztuczne, a główne role tak czy siak obsadzono aktorami, wtopionymi potem w trójwymiarowe obrazy komputerowe.

Do realizacji "Avatara" wykorzystano technikę "motion capture" – "przechwytywanie ruchu" aktorów i wprowadzania ich do komputera w celu animowania wirtualnej postaci (stosowaną z powodzeniem już wcześniej, np. do animowania postaci Golluma czy załogi "Latającego Holendra"), którą rozszerzono na przechwytywanie mimiki twarzy aktorów, i połączono z nowym pomysłem, czyli  "wirtualnym studiem" pokazującym ruch obiektów wygenerowanych przez komputer w czasie rzeczywistym (co jest zastosowaniem technologii powszechnie używanej w grach komputerowych).

10-Minute Avatar Behind-the-Scenes Featurette

Tern ostatni fakt jest godzien podkreślenia, gdyż w przeciwieństwie do mozolnego ustawiania wirtualnej kamery w programie do grafiki 3D technologia śledzenia ruchu umożliwia intuicyjne prowadzenie przez operatora "kamery" po obszarze alterier, i otrzymywania natychmiast obrazu wirtualnej sceny na jej "matówce", którą był po prostu przenośny ekran LCD.

Poza tym, filmy składające się w większości z animacji 3D były uważane raczej za coś dla dzieci niż dla głównego nurtu, a "Avatar" przeskakuje tą barierę całkiem skutecznie. Możemy się więc spodziewać jeszcze szerszego używania techniki animacji 3D do generowania wirtualnych aktorów.

W tym miejscu chciałbym wyrazić swoje wielkie brawa dla Zoe Saldany, za skoncentrowanie swego potencjału aktorskiego na udzielenie swego głosu i ruchu i mimiki postaci Neytiri – ostatni raz czułem taki podziw dla kunsztu aktorskiego w odtworzeniu fantastycznej postaci, gdy widziałem Petera Wellera wcielającego się w postać Robocopa. Przy okazji, mały montaż fotografii, pokazujący dwie epoki w historii kina:

http://blogs.sundaymercury.net/anorak-city/2009/12/avatar-how-james-cameron-did-i.html
http://www.popsci.com/technology/article/2009-12/feature-3-d-revolution

Można by, oczywiście, przebrać aktorów w kostiumy, maski itp. i osiągnąć niezłe rezultaty, ale pojawia tu kilka problemów, chociażby taki, że sam proces nakładania na aktora charaktreryzacji trwa wiele godzin (przekonał się już o tym Boris Karloff grający monstrum Frankensteina) a samo przebranie strasznie krępuje ruchy aktora i ogranicza jego ekspresje i tworzy barierę między nim a widzem, nie mówiąc o tym, że pewne rzeczy są wręcz niemożliwe do osiągnięcia tą techniką, bądź rezultaty byłyby niesatysfakcjonujące (warto przyjżeć się ilości palców u rąk i stóp Na’vich, ich oczom czy wzrostowi – trudno, o ile w ogóle, byłoby coś takiego osiągnąć przy pomocy tradycyjnej charakteryzacji)6. Dlatego Cameron od razu odrzucił tą metodę realizacji:

http://www.youtube.com/watch?v=1wK1Ixr-UmM

Zasługą filmu Camerona jest przeskok przez coś, co w żargonie nazywa się z angielska "uncanny valley", która jest poważnym problemem w grafice 3D. "Uncanny valley", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "dolinę niesamowitości" – jest to nazwa pewnego procesu psychologicznego oznaczającego, że im bardziej staramy się stworzyć fotorealistyczną postać, to tym trudniej jest nam to zrobić, gdyż coraz większe podobieństwo wizualne uruchamia w odbiorcach coraz większe zapotrzebowanie na realizm, a wszystko "w połowie drogi" wydaje się odrzucające. Co ciekawe, teza ta dotyczyła robotów i została sformułowana w Japonii: http://en.wikipedia.org/wiki/Uncanny_valley


 Jednak jest pewien próg, po przekroczeniu którego sztuczne postacie wydają nam się naturalne, i aby tego dokonać, trzeba dać możliwość ekspresji emocji przez wirtualne postacie. I to Cameronowi i jego ekipie udało się.

Sądzę, że następnym krokiem będzie nie tyle zwiększenie realizmu samej animacji, ale wyeliminowanie przechwytywania ruchu, tak aby komputer mógł realistycznie zasymulować ruch postaci.

Tym wszystkim, którym film się nie podobał, mogę poradzić następującą interpretacje: kiedyś programiści pisali na komputery kompletnie niepraktycznie programy, zwane "demami", któych zadaniem jest jedynie prezentacja możliwości danego komputera. I można "Avatar" Camerona zinterpretować jako demo nowych technologii filmowych.

Przypisy:

1.)Ludzie-koty to ustalony motyw w popkulturze, na poczekaniu można wyciągnąć np. szkice koncepcyjne z gry Final-Fantasy oraz opis rasy Ronso http://finalfantasy.wikia.com/wiki/Ronso

2.)Ze szlachetnych dzikusów i tak wolę Na’vi od wyidealizowanych samurajów i Indian. Przynajmniej nikt nie zakłamuje historii i nie wciska mi tu ciemnoty, bo konwencja SF dostarcza uzasadnienia dla takiego a nie innego obrazu.

3.)

http://www.youtube.com/watch?v=zT7GWPwhd40 width:320 height:200

4.)"(…) i pobawić się ogonem swojej ukochanej, gdy cała planeta uśmiecha się do ciebie fluorescencyjnym światłem" kpi sobie i ironizuje Mark Morford z "SFGate.com", upatrując się w tym filmie "erotycznej fantazji białego człowieka o Innych" 

5.)Swoją drogą, ciekawe kiedy Neytiri trafi na rozkładówkę "Playboya", jak Marge Simpson i bohaterki gier komputerowych?

6.)Na forum poświęconym efektom specjalnym grupka entuzjastów postanowiła przy użyciu tradycyjnej techniki odtworzyć postać Na’vi, proszę spojrzeć na rezultaty: http://theeffectslab.com/forums/viewtopic.php?t=12771