Blog Doktora No

Blog geeka o komiksach, filmie, anime oraz nauce i technice - A Geek's blog about anime, film, sci and tech

„Avatar” – tajemnica sukcesu.

No i proszę państwa wysokobudżetowa kosmiczna bajka Jamesa Camerona zeszła definitywnie z ekranów kin. Fani wyczekują edycji DVD oraz ponownej projekcji w listopadzie, tym razem z wyciętymi scenami. Moim zdaniem warto się zastanowić nad tym, co takiego jest w tym filie, ze był tak popularny wśród ludzi różnych narodowości, kultur itp, co przełożyło się na fenomen kasowy na całym świecie. Z pewnością zagości na dobre w masowej wyobraźni, tak jak wcześniej "Matrix", "Park Jurajski" czy "Gwiezdne Wojny".

Dotychczas analizowałem ten film pod względem kinematograficznym, oraz naukowo technicznym (część pierwsza, część druga), dziś spróbuję przeanalizować to, w jaki sposób publiczność mogła by odebrać ten film. Dla lepszego klimatu większość ilustracji to twórczość fanów.

Jakie przesłanie wyłania nam się spod ton opakowań po chrupkach i popkornie i kubków po coli porozrzucanych na salach kinowych? Co z tego filmu zostanie w świadomości odbiorców?

James Cameron to stary wyga popkultury, który dobrze wie jak zaczarować publiczność, w szczególności efektami po których potem ciężko człowiekowi ochłonąć (w skrajnych przypadkach dochodziło do depresji u osób oczarowanych światem Camerona). Wie dobrze na jakich tonach zagrać, aby wywołać emocje wśród publiczności, jak zaciekawić fabułą i bohaterami, i do tego ma bezsprzeczny talent w wykorzystywaniu efektów specjalnych do opowiadania historyjek (a nie na odwrót, co zdarza się innym filmowcom, niestety także Georgowi Lucasowi) notorycznie stawiając przy tym poprzeczkę trudności przed swoją ekipą filmową.

Bawi się przy tym konwencją kina akcji, którą sam współtworzył poprzez nakręcenie "Terminatora" i "Terminatora 2", "Obcy: decydujące starcie", czy napisanie pierwszej wersji scenariusza "Rambo 2". Stara się przy tym zdystansować od klisz takowego, np. pułkownik Quatrich czy kapral Wainfleet (ten łysy) to typowe "muły" rodem z kina akcji lat 90-tych i 80-tych, które w "Avatarze" dostają łomot od fizycznie słabszego bohatera.

Polecam prosty eksperyment, czyli obejrzenie filmów Camerona po kolei w krótkim okresie czasu. Widać wtedy jak na dłoni jak często korzysta z tych samych wątków, czyli miłości wystawionej na próbę, silnych postaci kobiecych, matki broniącej potomstwa, konfliktu między wojskowymi a cywilami, krótkowzroczności wielkich koncernów, ujemnych stron postępu technicznego, głupoty wojskowych "jastrzębi", pytań o kondycje ludzką, "niebieskich kołnierzyków" pracujących w obcym środowisku, fascynacji głębiami morskimi i Kosmosem itp. Jest coś w nim z dużego chłopca przelewającego swoje zainteresowania i fantazje na duży ekran, z czego fascynacja nauką i techniką przekłada się na rzemieślniczy perfekcjonizm.

Warto wspomnieć, że Cameron uczciwie przyznaje się do tego, że jest tylko komercyjnym filmowcem, robiącym kino rozrywkowe dla szerokiej publiczności.

Avatar: demotywator

Dlaczego tak wielu podoba się tak bardzo?

Great Leonopteryx

Na początek zacznijmy od najbardziej pokręconych interpretacji filmu.

Zadziwiające jest to, ilu ludzi z prawicy (w tym bloggerzy, których chętnie czytam) poczuło się tym filmem urażonych i wkurzonych. Szybko znaleźli się obrońcy honoru armii amerykańskiej, która rzekomo jest na tym filmie obrażana, mimo iż wyraźnie się na nim mówi, że żołnierze są najemnikami. Lewicowcy nazywają ten film rasistowskim, bo widzą w nim "białego człowieka, który ratuje dzikusów z opresji". Jakaś organizacja katolicka w Polsce wyrobiła tekst o tym, że Na’vi przypominają diabły z ikonografii chrześcijańskiej. Rekord idiotyzmu, moim zdaniem, pobito na Pajamasmedia.com, gdzie autor jednego z artykułów oskarżył Camerona o sianie nienawiści do Ameryki i podniesienie alertu antyterrorystycznego w Wielkiej Brytanii.

Aż się chce krzyknąć: czy jest lekarz na sali kinowej? 

Ale zostawmy te głupotki i przejdźmy dalej. Ten film jest trochę jak hamburger: każdemu pasuje i smakuje, mimo iż jest standardowy do bólu. Jest i miłość przekraczająca granice, i epicki rozmach, i bohaterowie (fakt, strasznie stereotypowi) z którymi łatwo się identyfikować, wyraziste czarne charaktery itp.

Kliknij, aby powiększyć.Nie da się ukryć że po takim wielkim widowisku można by się spodziewać bardziej skomplikowanej fabuły. Z drugiej strony, w sytuacji miedzy twórca z całą premedytacją nawiązuje do znanych motywów, powieści Edgara Rice’a Burroughs’a, "książek SF przeczytanych w dzieciństwie", kilku westernów i filmów przygodowych, i do tego oprawia to w mitologiczną opowieść pełną archetypów to trudno iść w lewo czy w prawo z fabularnym wyrafinowaniem (a szkoda, zwłaszcza że Cameron udowodnił już, że potrafi zawrzeć suspens i zaskakujące zwroty akcji).

Paradoksalnie jej prostota powoduje, że łatwiej wpada ona w oko najszersze możliwie grupie odbiorców. Demografia osób oceniających ten film pozytywnie, według portalu Internet Movie Data Base, jest płaska co świadczy o tym, że jest to film międzypokoleniowy, co dla dzieł kina gatunkowego zdarza się rzadko. Niewykluczone jst to, że Cameron pominął pewne fragmenty Project 880 po to, aby finalny produkt był lepiej strawny dla szerokiej publiczności, co by się przełożyło na sukces finansowy. 

Avatar: fan art

I jest coś dla fanów science-fiction (nawiązań do klasyki jest tyle, że nie mam teraz czasu je wyliczać) i dla miłośników westernów, bo w "Avatarze" za Indian robią kosmici, za konkwistadorów korporacja, a misjonarzy naukowcy. Fanom fantasy pewnie podobają się nawiązania do elfów (Na’vi mają sterczące uszy, mieszkają w drzewach i dobrze strzelają z łuków) i smoków oraz latające góry, ekolodzy wręcz chyba będą nosić Camerona na rękach za motywy proekologiczne, a naukowców urzekła postać pani doktor Grace, która dąży do poznania obcej planety.

Nawiasem mówiąc, Cameron wcale nie jest "przytulaczem drzew", gdyż w scenariuszu "Project 880" Gaja jest nazwana "mitem", a a w wywiadzie Cameron zauważył, że "szlachetny dzikus" to nierealna fantazja. Jeżeli dobrze się przyjrzeć to biosfera Pandory, czczona przez krajowców jako Bogini-Matka, Eyva to bezduszny mechanizm samoregulujący. Gdyby w interesie zachowania równowagi leżało by wyginięcie Na’vich, to na pomoc Eyvy nie mogli by liczyć.

Można zaryzykować twierdzenie, że "Avatar" jest polemiczny względem naiwnego ekologizmu, mimo pro-ekologicznego przesłania.

W Polsce, gdzie drogi są dziurawe jak ser szwajcarski, autostrady buduje się wolno, a elektrownie ledwo zipią, przesłanie ekologiczne może być odbierane jako propagowanie zacofania. Ale trzeba wziąć poprawkę, że dla Amerykanów, co uważają, że świętym prawem człowieka jest jeździć Hummerem po zakupy do supermarketu z naprzeciwka, historyjka emocjonalnie pokazująca dewastacje przyrody może być odkrywczym i oświecającym przeżyciem.

"Polityczny test Rorsharcha"

Jak zauważa Joshua Keating na łamach 'Foreign Policy", film "Avatar" jest powszechnie traktowany jako wielozadaniowa alegoria. Na świecie nie brakuje konfliktów do których można odnieść fabułę "Avatara". Ale, tak prawdę mówiąc, jest to pewne nieporozumienie, wynikające z tego, że Cameron posłużył się pewnym archetypem pasującym do wszystkiego, tj. walką słabszego z silniejszym o terytorium.

I tak po kolei: 

  • Kilkoro Palestyńczyków przebrało się za Na’vich protestując przeciw rozbudowie izraelskiego muru bezpieczeństwa.
  • W Chinach władze zdecydowały się na ściągnięcie filmu z kin 2D, gdy zaczęły chodzić wieści, że widownia traktuje film jako alegorię częstych w Chinach przymusowych wysiedleń mieszkańców z mieszkań przeznaczonych do rozbiórki przez developerów.
  • Trudno nie mieć skojarzeń z Darfurem, gdzie islamskie bojówki wspierane przez rząd masakrują animistów i chrześcijan na roponośnych terenach.
  • "Ten film jest o nas" – powiedzieli Indianie z Ekwadoru, widząc w nim metaforę swojej walki z rządem i konsorcjami o tereny roponośne.
  • Grupa aktywistów z Survival International prowadzi kampanię na rzecz plemienia Dongra, żyjącego w Indiach, które to domaga się respektowania swoich praw przez koncern wydobywający boksyty na ich terenie. 
  • David Boaz z libertariańskiego Cato Institute powiedział, że film jest "o obronie prywatnej własności".

…I tak można w nieskończoność mnożyć… Nawiasem mówiąc film jest realistyczny1 w jednym aspekcie: słabi mogą wygrać z silniejszym wtedy, gdy ktoś z zewnątrz im pomoże.

Dodać można jeszcze że James Cameron był mile zaskoczony, gdy badania widowni przeprowadzone przez dystrybutorów na całym świecie wykazały że w różnych krajach ludzie śmiali się i płakali na tych samych scenach.

O tym, jak trudno zrozumieć konwencje

Avatar: fan art

Dla większości widzów jest to i tak historyjka o niebieskoskórych kosmitach broniących się przed ludźmi. Ale moim zdaniem powierzchowne a nawet miejscami pokraczne interpretacje "Avatara" są spowodowane niezgłębieniem konwencji w której film jest zrobiony. W tle pojawiają się ciekawe wątki, a w konwencji fantastycznej to świat przedstawiony sam z siebie przekazuje pewne przesłanie i opowieść. Nie może to być, oczywiście, pretekst do chodzenia na łatwiznę przez twórców.

Ja wręcz uwielbiam w tym filmie to, że mimo baśniowości występują w nim motywy solidnej hard SF (pisałem  tym wcześniej) jak bardzo prawdopodobny sposób odbywania podróży kosmicznych.

Interpretowanie "Avatara" jako opowieści o walce z niesprawiedliwością i zaborem jest takim samym nieporozumieniem, jak ograniczenie "2001: Odysei Kosmicznej" do opowieści o ekspedycji na Jowisza czy "Akiry" do przygód gangu motocyklowego.

Trudno nie zauważyć, że Cameron wykorzystał w pełni możliwość jaką daje science-fiction, czyli pokazanie ludziom lustra, w którym mogą się przyjrzeć, poprzez przenoszenie akcji w inne światy i przyszłość, dając do ręki ludziom niezwykłą siłę albo wiedzę, czy pokazując świat z perspektywy robotów, cyborgów, kosmitów itp.

Wątek Ziemian-najeźdźcców jest rzadziej poruszany, niż inwazja kosmitów na Ziemię. Na filmie odwrócono tradycyjne relacje między ludźmi a kosmitami w SF; w "Avatarze" ludzie są bardziej technicznie zaawansowani od kosmitów. Łuki i latające 'smoki’ są tak samo mało skuteczne przeciw helikopterom jak F-16 przeciw latającym talerzom w "Dniu Niepodległości" Emmericha.

Film nie ma przesłania antyhumanistycznego, jak twierdzą co niektórzy, wskazując na sympatycznych kosmitów i złych ludzi, a nawet wręcz przeciwnie. Nieetycznie zachowują się ci ludzie, którzy akurat mają władzę i siłę w kolonii na Pandorze, podczas gdy naukowcy, pełniący funkcje listka figowego dla koncernu, mają bardziej moralny stosunek do obcego świata.

Na’vi to są po prostu ludzie, ale jakby reprezentujący naszą lepszą stronę nas samych. Są dobrze zbudowani, bez zbędnych kilogramów, są wysocy, a ich społeczność opiera się na wzajemnym szacunku i równowadze. Jeśli się dobrze przyjrzeć, nie są wyidealizowanymi dzikusami: znają instytucje wojny i mają swoje zasady, które bezwzględnie egzekwują (gdyby nie, to by nie mieli miejsca do egzekucji na skazańcach). No i oczywiście żyją zgodnie z naturą, mają kocie nosy i ogony co powoduje że wyglądają sympatycznie.

 

Konflikt między Na’vi a Ziemianami jest metaforą konfliktu człowieka z przyrodą; Na’vi mogą żyć bez jej dewastowania, gdyż są z nią połączeni na poziomie impulsów nerwowych. Ci drudzy jako gatunek tak nie mogą, dlatego posiłkują się maszynami i nauką.

Ludzie są podzieleni na dwa obozy. Konflikt między naukowcami i najemnikami i korporacją na filmie pokazuje starcie dwóch postaw wobec rzeczywistości: z jednej strony chęć jej dogłębnego zrozumienia i poznania, z drugiej bezwzględna konfrontacja ze wszystkim co jest nie po drodze, w imię doraźnych korzyści.

Ci drudzy, a dokładnie koncern RDA, mają technokratyczne i krótkowzroczne podejście do rzeczywistości: tu coś wykopać, tu coś wbudować, tam coś wyburzyć, tam odpalić rakietę, a jedyna troska to to, aby słupki zgadzały się w raporcie kwartalnym. A jak się "niebieskim małpom" coś nie podoba, to potraktujemy ich gazem łzawiącym i napalmem. I brutalne konsekwencje takiego podejścia widzimy na ekranie.

Słyszałem głosy, że jak na XXII wiek ludzie na filmie wyglądają zbyt mocno podobnie do ludzi współczesnych, podobnie się ubierają, mają zbliżony styl życia itp. Moim zdaniem taka wizja jest bardziej metaforyczna, i może być ilustracją zjawiska, które Alvin Toffler nazwał "szokiem przyszłości" czyli zaskoczenia społeczeństwa zbyt szybkimi zmianami technologicznymi, jak i może być metaforą tego, że jeżeli ludzie się nie zmienią itp. to będą w przyszłości ciągle powtarzać te błędy co w przeszłości.

W ogóle ten film pokazuje, że posiadanie zaawansowanej technologii nie idzie w parze z zasadami moralnymi. Jest za to pochwałą mądrości, czy to serwowanej nam przez naukę czy moralność, tradycje i religię.

Rozumiem dlaczego niektórzy Amerykanie tak wkurzyli się na ten film. Pułkownik Quatrich, pod pewnymi względami, przypomina ideał amerykańskiego bohatera, który by chyba doprowadził Ayn Rand (intelektualną patronkę amerykańskiej prawicy) do płaczu z zachwytu; jest indywidualistą z silną osobowością i równie silnym ciałem, całkowicie samodzielny i sprawny pod względem techniczno-organizacyjnym, zawsze gotowy do walki, stosując przy tym bojową logikę "albo my albo oni". 

No i oczywiście ma wielki rewolwer u pasa.

Jako ciekawostkę można podać fakt, iż inspiracją dla korporacji RDA była dla Camerona Kompania Wschodnioidnyjska, którą już w XVIII wieku Edmund Burke oskarżał o dewastacje Indii

Kino "Pokolenia Y"

Pokolenie Y to, przypominam, ludzie urodzeni w latach 80-tych i 90-tych XX wieku, których to dzieciństwo i młodość przypadły na czasy Internetu, gier komputerowych i ogólnie rewolucji informatycznej.

Avatar: fan art

To nie przypadek, że w kinie popularnym ostatnich lat pojawiają się motywy wchodzenia bohaterów w inną rzeczywistość i dokonywania tam rzeczy heroicznych, przy pomocy wyrafinowanych środków technicznych.

 Avatar a Matrix

Ta metafora jest dobrze zrozumiana przez ludzi wychowanych od dziecka na grach komputerowych i innych zaawansowanych technologicznie formach rozrywki, które takie przeniesienie w inne światy oferują. A obecność "awatara" w slangu internetowym to przysłowiowa wisienka w koktajlu, podobnie jak fakt że do kręcenia filmu wykorzystano technologię bezpośrednio wywodzącą się z technologii produkcji gier komputerowych.

W pierwotnym scenariuszu o nazwie "Project 880" operatorzy awatarów przypominają nawet trochę nałogowych graczy; są niedomyci, zarośnięci i całkowicie zaabsorbowani życiem w innej rzeczywistości. W "Avatarze" Jake zachowuje się tak jak nałogowy gracz; je w pośpiechu, zaniedbuje higienę osobistą i nie może się doczekać ponownego połączenia.

Sama Pandora i jej biosfera przypominają wizję społeczeństwa informatycznego przyszłości. Wcześniej wspomniany futurolog Toffler porównał inteligentne środowisko informatyczne do wizji świata według animistycznych Indian. Środowisko Pandory jest inteligentne: Na’vi nie potrzebują pisma i innych mediów, gdyż wszystkie doświadczenia ich przodków są przechowywane w banku danych, którymi są Drzewa Dusz. Konflikty są wygaszone, nie ma nieudanych związków, wszystko jest w równowadze, społeczności Na’vich na całym globie mówią identycznym językiem. Cameron powiedział że scena modlitwy Jake’a może być świecko interpretowana jako wymiana informacji, po której to Eyva, będąca gigantycznym biologicznym komputerem, podjęła stosowne decyzje.

Na zakończenie można powiedzieć, że z punktu czysto popkulturowego ten film to symboliczna konfrontacja konwencji Science-Fiction z konwencją Fantasy, odpowiednio reprezentowaną przez ludzi i Na’vi. Poza tym, każdy kto grał w gry RTS i podobne może zauważyć podobny motyw dwóch frakcji dysponujących totalnie odmiennym wyposażeniem i taktyką, gdzie jedna frakcja używa technologii, a druga biologii, weźmy chociażby insektoidalnych Zergów i technologicznych Terran ze „Starcrafta”, czy Kosmicznych Marines i Tyranidów z gier „Warhammer 40.000”.

Coś do śmiechu 😉

-Widzę cię pułkowniku… -Och, rekruci, jacy oni są słodcy…

-Pandora to piekło. Na zewnątrz nie możecie oddychać, a do tego są tam miejscowe dziewczyny… 

© Vladcorail, http://vladcorail.deviantart.com/

Ilustracje: 

http://bangalore-monkey.deviantart.com/art/Cameron-151592394 (użyte za zgodą autora) 

http://anndr.deviantart.com/art/Na-vi-147524694

http://vbagi.deviantart.com/art/great-leonopteryx-speedpaint-153091268  

aoino_broome, AVATARよかった~。, http://www.pixiv.net/member_illust.php?mode=medium&illust_id=8149929

Do posłuchania i oglądania:

Panelowa dyskusja z Jamesem Cameronem na spotkaniu Writers Guild of America.

Wywiad Charliego Rose’a z Cameronem.

Przypisy:

1.)Mam tu na myśli realizm jako szkołę stosunków międzynarodowych.

Nauka i technika w „Avatarze”, cz.2

Witam, dziś kolejny odcinek naszych naukowo-technicznych rozważań na kanwie filmu "Avatar" Jamesa Camerona.

W poprzednim odcinku zgłębiliśmy podróże międzygwiezdne, podwójny układ gwiezdny Alfa Centauri, promy kosmiczne i antymaterię.

 Dziś postaram się zgłębić najciekawsze tematy: awatary, latające góry, i rozwikłać zagadkę Unobtanium.

Co do poprzedniego odcinka otrzymałem kilka komentarzy, że lekceważę możliwość obalenia tezy o nieprzekraczalności prędkości światła. Otóż wcale nie uważam, że fizyka odkryła już wszystko, wręcz przeciwnie. Znane i udowodnione prawa fizyki mają często pewien zakres stosowalności. Jeżeli kiedykolwiek przekroczymy prędkość światła, to prędzej w dziedzinie przekazywania informacji, niż transportu materii. Nie zmienia to faktu, że zanim przywitamy się z Einsteinem i Stephenem Hawkingiem, to musimy najpierw przeprosić się z sir Newtonem.

A teraz, zapraszam do ciągu dalszego:

 

 

 

Klonowanie

Tytułowe awatary to będące dziełem inżynierii genetycznej, dorastające w sztucznej macicy hybrydy DNA mieszkańców Pandory i ludzi. Ich twarze są bardzo podobne do twarzy człowieka-dawcy DNA, i mają pięć palców u rąk i nóg, a nie cztery jak u Na’vich. Ludzie, poprzez specjalne łącza, mogą nimi sterować zdalnie, z drugiej strony otrzymując informacje z ich zmysłów. Każdy awatar może być sterowany przez osobę, która ma DNA identyczne, lub bardzo podobne do swojego operatora (dlatego Jake Sully mógł sterować awatarem przeznaczonym dla swojego zmarłego brata-bliźniaka). Same awatary nie posiadają ani krztyny świadomości i są po prostu czymś w stylu żywych marionetek.

Samo tworzenie awatarów jest logiczne: dla kosmitów (nawet humanoidalnych) to ludzie są obcymi z innego świata, którzy mogą wydawać się odrażający lub po prostu odmienni na tyle, że próba porozumienia się byłaby z góry skazana na porażkę. Stąd pomysł awatarów, których to naukowcy pod kierunkiem dr Grace wchodzą w kontakty z Na’vi i prowadzą badania poza bazą.

Tworzenie hybryd jest jak najbardziej realne, już teraz tworzy się organizmy transgeniczne, zawierające obce geny, swego czasu naukowcy w Wielkiej Brytanii zaszokowali świat, tworząc hybrydowe zygoty z komórek krowich zawierające ludzkie DNA. Tak więc absolutnie nie jest wykluczone że w przyszłości będzie można było tworzyć organizmy o dowolnie dobranym składzie genetycznym. Klonowanie już zostało przeprowadzone, mam tu na myśli słynną owieczkę Dolly. Poza tym są już nawet firmy oferujące klonowanie psów, kotów i innych domowych zwierzaków.

Wiążą się z tym duże problemy natury etycznej. Czy taka hybryda będzie jeszcze istotą ludzką, czy już nie? Nie mam zamiaru w tym miejscu się nad tym rozwodzić, gdyż jest to temat na odrębną dyskusje, trzeba być jednak świadomym tego problemu.

W Pandorapedi jest wzmianka o tym, że pierwsze udane próby z awatarami zostały poczynione przez naukowca o bardzo wątpliwym etycznie zachowaniu. Czyżbyśmy mieli potencjalnego czarnego charaktera do sequela? Zobaczymy…

Sztuczna macica, w postaci zbiornika, w którym dorasta awatar, jest powoli w opracowywaniu, i leży w granicy możliwości techniki. Np. zespół australijskich naukowców pracuje nad sztucznym łonem, w celu odnowy populacji jednego z gatunków rekina, a pani Hung-Ching Liu prowadzi badania nad sztucznymi macicami u myszy.

Psychotronika

Na filmie operatorzy awatarów łączą się z nimi poprzez skomplikowane urządzenia, z wyglądu przypominające tomografy komputerowe, które to z jednej strony odczytują z mózgu operatora komendy dotyczące ruchu, a w drugą stronę przekazują operatorowi wrażenia zmysłowe z awatara.

Sterowanie maszynami przy pomocy umysłu jest niezwykle frapującą ideę, która od kilkudziesięciu lat jest tematem poważnych badań, których efektem może być np. pomoc osobom niepełnosprawnym, sparaaliżowanym itp. poprzez stworzenie nowych protez czy metod komunikacji z komputerem.

Nasz układ nerwowy działa na zasadzie przekazywania impulsów elektrycznych, które łatwo można odczytać, jeżeli wepniemy się bezpośrednio do nerwów. Mniej inwazyjnym sposobem może być odczytywanie fal mózgowych, które są wypadkową aktywności naszego mózgu. Niedawno udało się nawet przekazać bioprądy na odległość:

Ludzki mózg emituje fale elektromagnetyczne o bardzo niskiej częstości. W zależności od długości fal zostały one nazwane kolejnymi literami alfabetu greckiego: alfa, beta, gamma theta i delta. Fale mózgowe zarejestrowano i poddawano badaniom już w latach 30tych zeszłego wieku.

Niestety, bez bezpośredniego odpięcia się do nerwów nie da się jednoznacznie i bezproblemowo odczytać sygnałów elektrycznych biegnących nimi. jest w praktyce niemożliwe, albo w najlepszym razie bardzo utrudnione. Próby odczytania takich impulsów poprzez analizę fal mózgowych (elektro-encefalografia – EEG) przypominają trochę badanie mikroprocesora woltomierzem.

Niedawno udało się naukowcom "wymacać" fale mózgowe odpowiedzialne za funkcje motoryczne naszego ciała. Tak więc mamy istotne podstawy do wysyłania sygnału do awatara, bez potrzeby dokonywania ryzykownych zabiegów chirurgicznych na mózgu.

Mimo licznych eksperymentów nie udało się z całą pewnością potwierdzić istnienia telepatii, nie mówiąc o tym, że ten obszar badań został zawłaszczony przez pseudonaukę.

Jednak stworzenie środków technicznych umożliwiających stworzenie czegoś będącego odpowiednikiem "naturalnej" telepatii jest jak najbardziej możliwe, np. poprzez pobieranie impulsów nerwowych i ich transmisję na odległość.

Można założyć że łączność między operatorem a awatarem odbywa się w sposób odbiegający od znanych metod przekazywania informacji. Być może w grę wchodzi tu tzw. splątanie kwantowe lub teleportacja kwantowa cząstek. Nie wdając się w zawiłości mechaniki kwantowej (kto chce, może sobie poczytać wykład Ryszarda Tanasia z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza na ten temat), cała rzecz polega na tym, że można przekazywać na odległość stany kwantowe atomów (np. spin, czyli kręt cząstki) co ma zastosowanie w raczkującej informatyce kwantowej. Są teorie mówiące o tym, że nasze mózgi są komputerami kwantowymi, ale jest sporo uzasadnionych wątpliwości co do prawdziwości tych teorii.

Unobtanium

Na Pandorze ludzie wydobywają metodą odkrywkową minerał zwany Unobtanium, który kosztuje "20 milionów za kilogram", i który wydaje się być czymś magicznym, lewitując w powietrzu na biurku administratora kolonii.

Sama nazwa to, według przyjętej powszechnie na wpół-żartobliwej definicji, "materiał, minerał pierwiastek itp. będący absolutnie nieosiągalnym, ale jednocześnie bardzo potrzebnym do danego celu".

Ten minerał to nadprzewodnik. Najprostsza definicja nadprzewodnictwa mówi że jest to efekt polegający na zaniku oporności przewodnika oraz na zaniku indukcji magnetycznej wewnątrz przewodnika. Efekt ten jest obserwowany po obniżeniu temperatury do tzw. temperatury krytycznej – charakterystycznej dla danego przewodnika.

Unobtanium jest rewelacyjnym materiałem, który wykazuje nadprzewodnictwo w temperaturze pokojowej. Znane współcześnie nadprzewodniki wykazują swoje właściwości w temperaturach poniżej stu stopni poniżej zera w skali Celsjusza.

Trzeba pogratulować Cameronowi zdrowego rozsądku i pomysłu; nikogo by nie przekonało inwestowania olbrzymich pieniędzy i energii po to aby wydobywać np. krzem czy tytan w innym układzie gwiezdnym… 

Brak oporności oznacza brak strat w przekazywaniu prądu. W  zamkniętej cewce  z nadprzewodnika prąd może  płynąć bez końca, generując silne pole magnetyczne. Można wyobrazić sobie linie przesyłowe w których nie zachodzi marnowanie energii podczas jej przekazywania na duże odległości. Już teraz stosuje się potężne  elektromagnesy nadprzewodzące do otrzymywania bardzo silnych pól magnetycznych (korzysta się z tego w CERNie do kierowania wiązkami cząstek w akceleratorach). Takie elektromagnesy można wykorzystać np. do konstrukcji kolei magnetycznej (np. niemieckiego pociągu magnetycznego Transrapid) zwanej z angielska "maglevem" (magnetic levitation):

Mechanizm tego zjawiska da się wyjaśnić na podstawie fizyki kwantowej, ale wciąż wiele rzeczy jest niejasnych dla fizyków (por. Tadeusz Domański , "Nadprzewodniki: nowe fakty i teorie", "Postępy Fizyku, nr. 3/2006").

Większość metali wykazuje nadprzewodnictwo w temperaturach bliskich zeru absolutnemu (np. w temperaturze wrzącego helu). Z biegiem czasu zaczęto odkrywać związki chemiczne, których nadprzewodnictwo objawiało się w coraz to wyższych temperaturach. Prawdziwą rewelacją było odkrycie w 1986 roku nadprzewodników wysokotemperaturowych, tj. takich, których temperatura krytyczna jest wyższa niż 100K (skala temperatury Kelwina różni się tym od skali Celsjusza, że punkt zero na jej skali jest zerem absolutnym, ok. -275ºC). Za to odkrycie panowie Karl Müller i Johannes Bednorz z laboratorium firmy IBM dostali Nagrodę Nobla z fizyki w 1987 roku.

Zaawansowane nadprzewodniki są ciałami o skomplikowanej budowie chemicznej, np. nadprzewodnik którego temperatura krytyczna wynosi 135K ma wzór chemiczny HgBa2Ca2Cu3O8.

Nadprzewodniki, dzięki efektowi Meissnera, odpychają pole magnetyczne stając się idealnymi diamagnetykami. Różne pokazy tego zjawiska, w których magnesy nad nadprzewodnikami lub same nadprzewodniki nad magnesami "lewitują" do złudzenia przypominają gadżet na biurku Selfridge’a:

Przykładowe eksperymenty z użyciem nadprzewodnika, w wykonaniu studentów Politechniki Warszawskiej, można zobaczyć tutaj:

http://www.knf.pw.edu.pl/~mziolek/witryna/uczelnia/labfiz2/nadprzewodnictwosprawozdanie.doc

Co ciekawe, obecność Unobtanium na Pandorze jest jednym z powodów, dla których może istnieć na niej życie. Gazowe giganty, jak Polifem,  wysyłają olbrzymie ilości szkodliwego promieniowania. Tymczasem nadprzewodnik tworzy własne pole magnetyczne, osłaniając księżyc przed szkodliwym promieniowaniem.

Egzoszkielety

Na filmie ludzie, w szczególności pułkownik Quatrich używają człekokształtnych maszyn z kabiną dla pilota, które naśladują hydraulicznymi nogami i rękoma jego ruchy ciała, zapewniając przy tym ochronę przed środowiskiem zewnętrznym. Poruszają się przy tym niewiele szybciej od człowieka i pozwalają pilotowi używać nadludzkiej siły np. do dźwigania ciężkiego działka czy mocowania się z potężnymi drapieżnikami.

Takie urządzenia to dyżurne akcesorium science-fiction. Pierwszy raz na szeroką skalę wprowadził je Robert A. Heinlein w 1957 roku w powieści "Kawaleria Kosmosu" gdzie Lotna Piechota ludzi używała wspomaganych zbroi wraz z silniczkami rakietowymi do walki z rasą inteligentnych owadów. Zasadniczo można wyróżnić dwie odmiany tego pomysłu: pierwszą są właśnie wspomagane zbroje w miarę ściśle przylegające do ciała użytkownika, a drugim są, mniejsze lub większe, humanoidalne, pilotowane przez człowieka roboty.

Od lewej: egzoszkielet z "Bubblegum Crisis", japońskiej ekranizacji "Żołnierzy Kosmosu" i serialu "VOTOMS".

Japończycy na punckie egzoszkieletów dostali prawdziwego szału, w tamtejszych filmach animowanych i komiksach od wielu lat przewijają się "mechy" (jak są tam zwane tego typu maszyny) we wsztstkich możliwych wariantach i sytuacjach.

Pierwszą próbą stworzenia takiego urządzenia był nieudany "Hardimen" firmy General Electric z lat 60-tych:

http://davidszondy.com/future/robot/hardiman.htm

Ten wspomagany egzoszkielet miał w założeniu służyć zwielokrotnieniu ludzkiej siły, co można by wykorzystać do np. przenoszenia ciężkich ładunków, pracy w elektrowniach atomowych itp.

Jego pełne uruchomienie powodowało coś, coś ujęto jako "tanieć świętego Wita", dlatego więc ze względów bezpieczeństwa poprzestano na skonstruowaniu działających szczypiec obsługiwanych ręką operatora.

Poza tym poważną wadą tego sprzętu była jego pokaźna masa, rzędu 1000 funtów i konieczność zewnętrznego zasilania.

Postęp w dziedzinie robotyki i automatyki spowodował jednak, że w ostatnich latach zainteresowanie egzoszkieletami i podobnymi konstrukcjami jest coraz większe. Wzrost mocy obliczeniowej komputerów powoduje, że systemy wbudowane sterujące robotami są w stanie lepiej koordynować ruchy,  uzwględnić bezwładność, czy specyficzne ruchy ciała człowieka.

O to dwunożny "fotel" chodzący, stworzony przez Koreańczyków, nazwany "Hubo FX-1":

Japończycy skonstruowali zestaw siłowników sterowanych ruchami ciała użytkownika, który zwielokrotnia jego siłę wielokrotnie. To urządzenie, zwane HAL-5, planowane do masowej produkcji przy firmę Cyberdyne Inc. jest pomyślane jako wspomaganie dla osób starszych i niepełnosprawnych ruchowo:

Jako ciekawostkę zwracam uwagę, że w innym koreańskim modelu (stworzonym w Koreańskim Instytucie Nauki i Techniki w Seulu) zastosowano rękawice przenoszące ruchy rąk operatora na ruch manipulatorów robota, które do złudzenia przypominają urządzenia noszone na rękach przez pilotów robotów na filmie:

Rzecz jasna całą sprawą od lat zainteresowane jest wojsko, jako sposobu na zwiększenie siły i opancerzenia dla piechoty. Wspomniana wcześniej agencja DARPA bada możliwość skonstruowania egzoszkieletu jako wspomagania dla żołnierzy amerykańskich.

Póki co największym problemem jest zasilanie tego typu układów. Rozsądnym rozwiązaniem wydają się ogniwa paliwowe, przetwarzające ciekłe paliwo wprost na prąd elektryczny poprzez odwrócenie elektrolizy. Tradycyjne siłowniki hydrauliczne, pneumatyczne czy elektryczne ogą być niewystarczające do konstrukcji takiego urządzenia. Przełomem może być opracowanie sztucznych mięśni, z substancji kurczących się i rozciągających pod wpływem prądu elektrycznego.

No i na zakończenie dwa krótkie filmiki:

http://www.youtube.com/watch?v=-w_YV_37ZEY

http://www.youtube.com/watch?v=WkrqjLOpbfg

Latające góry

Latające góry są znakiem firmowym "Avatara".  Wygląda to niesamowicie, gdyż przeczy wszystkiemu co znamy na co dzień z naszego szarego życia.

Góry te zawierają duże ilości Unobtanium, co w połączeniu z efektem Meissnera i silnym polem magnetycznym powoduje że unoszą się one w powietrzu.

Niestety, jeden z astrofizyków poproszonych przez Camerona o konsultacje, sprowadził nas na ziemię: "Aby to by było możliwe, to pole  magnetyczne by musiało by być tak silne, że by wyrywało hemoglobinę ze krwi".

A szkoda…

Biosieć

Najbardziej fascynującym pomysłem zawartym na filmie jest fakt, iż biosfera Pandory, a więc rośliny i zwierzęta, jest połączona w jedną całość, przypominającą gigantyczną sieć komputerową. Ten cały skomplikowany system posiada samoświadomość, i jest czczony przez Na’vich (którzy mogą się kontaktować z nim poprzez "warkocze" zawierające połączenia nerwowe) jako Eyva, Bogini Matka. Ta okoliczność, podobnie jak możliwość łączenia się z zwierzętami wykorzystywanymi jako wierzchowce, wyjaśnia dlaczego Na’vi nie wykształcili cywilizacji naukowo-technicznej, i czemu traktują każdą roślinę czy zwierze jak świętość.

Ciężko jest powiedzieć, o ile w ogóle, jakie to okoliczności ewolucyjnego rozwoju gatunków mogły by doprowadzić do powstania tego systemu. Faktem jest, że osiągnąłby on stan niemalże idealnej równowagi.

Niedawno odkryto, że pewne gatunki bakterii żyjące na morskim dnie, mogą przekazywać między sobą impulsy elektryczne.

Strzały kontra helikoptery

Początkowo byłem sceptyczny co do tego, czy ukazana na filmie scena, w której Na’vi strzałami przebijają kabiny helikopterów jest realna. Ale po wykonaniu kilku prostych obliczeń doszedłem do wniosku, że jest to całkiem możliwe.

Załóżmy, że jeśli strzała ma masę ~0,250 kg (gęstość drewna: 700 kg/m3, długość strzał: ~2m, średnica: 1,5cm) to jej objętość wynosi:

pi*0,0075^2m*2 = 0,00035m^3

stąd jej masa wyniesie 0,245kg:

700 kg/m^3*0,00035m^3 = 0,245kg

Wtedy jej energia kinetyczna dla prędkości 91 m/sek. wynosi 1014 Dżuli:

Ek=1/2*0,250kg*91^2m/s=1014J

Dla porównania pociski z AK-47 mają ok. 2000 Dżuli energii kinetycznej (przy masie 8 gram).

Założyłem, że strzały mają prędkość 90 m/s (300 ft/sek), gdyż tyle wynosi prędkość strzały z nowoczesnego długiego łuku. Jeżeli będzie większa, to sami sobie policzcie co z tego by było. Naprawdę ciężko jest określić, jakie możliwości mają łuki na filmie, dlatego proszę to traktować jako pewne przybliżenie.

Warto pamiętać, że wyposażenie strzały w grot z kamienia itp. spowoduje wzrost jej masy, i co za tym idzie istotnie wzmocni jej energię kinetyczną. Poza tym, nie wyposaża się helikopterów w kuloodporne szyby, gdyż są one ciężkie i wrażliwe na drgania.

Dane donośnie strzał itp. wziąłem z tąd:
http://www.hosta.pl/drewno.html
http://www.huntersfriend.com/2007-Carbon-Arrows/arrow-selection-guide5.htm
http://en.wikipedia.org/wiki/7.62x39mm


I to by było na razie tyle.

 

Nauka i technika w „Avatarze”, cz.1

OK, dzisiaj zajmiemy się czymś poważnym. Wbrew tytułowi nie będzie to kolejna recenzja najnowszego filmowego superprzeboju.

Zajmiemy się fizyką, astronomią i innymi zagadnieniami naukowo-technicznymi, dla których inspiracją może być świat przedstawiony na dużym ekranie. Można też pokusić się odpowiedzi na pytanie na ile z tego wszystkiego jest fantazją pana Camerona, a na ile jest rzeczą znajdującą się w zasięgu nauki i techniki.

Na początek małe ostrzeżenie: nawet tacy klasycy jak Juliusz Verne, Arthur C. Clarke czy Stanisław Lem naginali prawa fizyki itp. o ile było to potrzebne do zawiązania fabuły. Nie będę się zajmował np. tym, czy flora i fauna Pandory jest realna, ani tez tym, jakie są szanse na to, aby ewentualne istoty pozaziemskie wyglądały by jak Na’vi na filmie. Jest to kompletnie bez sensu, gdyż te elementy są od początku pomyślane jako czysta fantazja, służące opowiedzeniu pewnej historii.

Poszczególne zagadnienia będą omawiana z grubsza w kolejności ich ukazywania się na ekranie. A więc, zaczynamy:

Alfa Centauri

Krótko z Wikipedii: Alfa Centauri jest trzecią co do jasności gwiazdą na niebie (jasność obserwowana układu: -0,27m; wielkość absolutna: +4,4m). Jaśniejsze są tylko Syriusz i Kanopus (nie licząc Słońca). Znajduje się ona w gwiazdozbiorze Centaura i nie jest widoczna z północnych szerokości geograficznych (powyżej równoleżnika 29 N). Alfa Centauri to właściwie system składający się z trzech gwiazd tworzących układ potrójny. Te trzy gwiazdy są najbliższymi gwiazdami od Ziemi (po Słońcu).

Porównanie wielkości składników Alfy Centauri i Słońca.

Alfa Centauri jest gwiazdą podwójną, składającą się z dwóch gwiazd Alfa Centauri A i Alfa Centauri B. Odległość od Ziemi wynosi 4,36 lata świetlne. Elipsa orbity gwiazd ma ekscentryczność 0,52, minimalna odległość między gwiazdami wynosi 11,2 j.a., średnia 23,7 j.a., maksymalna 35,6 j.a. (j.a. – jednostka astronomiczna, 1 j.a. = odległość Ziemi od Słońca, czyli ok 150 mln km). Okres obiegu wynosi 80 lat.

Orbita składnika B wokół składnika A

Alfa Centauri A, większa z dwóch gwiazd, jest bardzo podobna do naszego Słońca. Ma taki sam typ widmowy G2V, ale jest nieco bardziej masywna (1,09 masy Słońca) i przez to o połowę jaśniejsza. Alfa Centauri B ma masę wynoszącą 0,9 masy Słońca, typ widmowy K0-1 V, jasność wynoszącą tylko połowę jasności Słońca. Temperatura składnika A wynosi 5800K, a składnika B natomiast 5300K (Słońce ma ok. 5500K, co wskazuje na to, że widmo światła emitowanego przez Alfa Centauri A jest przesunięte ku ultrafioletowi, zgodnie z prawem Wiena).

Do układu Alfa Centauri zaliczana jest też oddalona od większych składników gwiazda Alfa Centauri C, znana także jako Proxima Centauri. Alfa Centauri C jest odległa o 4,22 lata świetlne od Słońca, czemu zawdzięcza swą nazwę Proxima Centauri (proxima – łac. najbliższa). Na niebie gwiazda jest znacznie oddalona od głównej gwiazdy Alfa Centauri i jest widoczna tylko przez teleskop.

Zdjęcia Alfy Centauri, dostępne na serwerze Wiki Sky:

http://server6.wikisky.org/?img_source=IMG_150:all&ra=14.659972&…

http://server1.wikisky.org/star_dss_image.jsp?ra=14.659972&de=…

Polifem

Jest fikcyjnym gazowym gigantem, orbitującym wokół Alfa Centauri A. Niestety, układ podwójny nie sprzyja tworzeniu się gazowych gigantów, dlatego jego istnienie to czysta fantazja.

Jednak istnienie gazowych olbrzymów, i planet w ogólności wokół innych gwiazd jest faktem i każdego roku astronomowie odnajdują coraz to nowe egzoplanety. Według Encyklopedii Pozasłonecznych Układów Planetarnych znamy obecnie już 429 takich planet. Większość z nich to gazowe olbrzymy i masywne "super-Ziemie" (jak np. Gliese 581 d w gwiazdozbiorze Liry).

Przykładowe zdjęcie gwiazdy i jej planet: gwiazda HR 8799 i jej trzy planety, gazowe giganty ok. 10 razy większe od Jowisza.

Wpływ gazowego olbrzyma na orbitujące wokół niego księżyce jest dość poważny. Wystarczy spojrzeć na Jowisza i jego księżyce, Io i Europa. Ten pierwszy jest permanentnie targany intensywnymi siłami przypływowymi (wynikającymi z grawitacji Jowisza), których efektem jest aktywność wulkaniczna na tym księżycu. Z kolei Europa, skuta lodem, najprawdopodobniej posiada pod nim płynną wodę, co może być przyczynkiem do istnienia tam życia.
 

Księżyc Pandora

Pandora, życiodajny księżyc orbitujący wokół Polifema, jest miejscem akcji filmu. Istnienia księżyców wokół odkrytych egzoplanet nie udało się póki co potwierdzić, ale istnienia absolutnie nie można wykluczyć. Barierą są możliwości współczesnych metod używanych przez astronomów do poszukiwania egzoplanet. "Gdyby Pandora istniała, to moglibyśmy wykryć ją i badać jej atmosferę już w następnej dekadzie" -powiedziała Lisa Kaltenegger z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics (CfA).

Na forum avatar-forum.pl użytkownik Luke dokanał bardzo pomysłowych obliczeń parametrów orbity Pandory i rozmiarów Polifema. Gorąco polecam lekturę tego wątku, podobnie jak innego, w którym Luke uważa, że Pandora znajduje się w synchronicznej rotacji, podobnie jak Ziemia i Księżyc.

średnica biegunowa Polifema: 99606 km
średnica równikowa Polifema: 105357 km
masa Polifema: 5,78908 * 1026 kg.
odległość między Pandorą a Polifemem: 212234 km
czas jednego obiegu Pandory wokół Polifema: 27 i pół godziny
czas trwania globalnej nocy na Pandorze: 2 godziny
 

Statek międzygwiezdny "Venture Star"

Koncern RDA do transportu ludzi sprzętu na Pandorę oraz rudy Unobtanium w drugą stronę wykorzystuje statek międzygwiezdny "Venture Star". Sama konstrukcja statku ukazana na filmie mocno odbiega od tego do czego przyzwyczaiły nas stereotypowe wyobrażenia z innych filmów. Zamiast litego kadłuba, statek jest zbudowany z modułów umieszczonych na kratownicy, z czego przedział załogowy jest miniaturowy w porównaniu z silnikiem. Rozgrzane do czerwoności radiatory nadają mu więcej realizmu, gdyż każdy napęd podczas pracy wytwarza dużo nadmiarowego, zbędnego ciepła. Oddalenie załogi od silnika ma też inne uzasadnienie: podczas reakcji jądrowych i anihilacji wytwarza się sporo szkodliwego promieniowania, przed którym najprościej jest się bronić poprzez zwiększenie odległości.

Jeden rok świetlny (czyli odległość jaką światło pokonuje w ciągu roku) to jest, bagatela, 9 460 730 472 580 kilometrów. A do Alfy Centauri jest przeszło 4,3 l.ś… Same podróże międzygwiezdne są możliwe, ale żeby odbyły się one w akceptowalnym przedziale czasowym, to statki muszą rozwijać prędkość będącą poważnym odsetkiem prędkości światła w próżni, która jest największą szybkością w przyrodzie i jest oznaczana w fizyce literą c.

Twórcy filmu zrezygnowali z podróży nadświetlnych z wykorzystaniem np. zakrzywiania przestrzeni i innych pomysłów które na gruncie współczesnej fizyki wydają się wątpliwe, i postawili na podróże z prędkościami podświetlnymi. Podróże takie trwały by długie lata, a do tego można spokojnie zapomnieć o szybkim hamowaniu i rozpędzaniu się, oraz o podróżowaniu z szybkością równą lub prawi równą szybkości c.

Prawa fizyki są nieubłagane: często o tym zapomina się na "Gwiezdnych Wojnach" i "Star Treku", gdzie statki kosmiczne szybują i rozpędzają się błyskawicznie w przeciągu godzin i minut do szybkości podświetlnych, co jest możliwe o ile posiadamy odpowiedni napęd, ale zabójcze dla załogi. W takich przypadkach zapomina się istnieniu przeciążenia, czyli wzrostu ciężaru bezwładnych przedmiotów wewnątrz statku.

Statkowi kosmicznemu prędkość, zgodnie z II Zasadą Newtona ("jeżeli na ciało działa siła, to porusza się ono ruchem przyspieszonym"), nadają silniki działające nań pewną siłą, która poprzez sam statek działa na wszystko co się znajduje na pokładzie. Jaka jest różnica pomiędzy młotkiem spadającym na głowę, a  zagłówkiem fotela, który działa siłą na pasażera? Z punktu widzenia fizyki nie ma żadnej.

W praktyce miarą przyspieszenia jest 1g = 10 m/s2, co stanowi przyspieszenie jakie doznaje ciało w polu grawitacyjnym Ziemi. Na pokładzie statku kosmicznego z takim przyspieszeniem panuje przeciążenie 1g. W przypadku dwukrotnie większego przyspieszenia przeciążenie wynosi 2g itp.

Z przeciążeniami możemy spotkać się podczas jazdy samochodem, gdy na zakrętach siła odśrodkowa rzuca pasażerami na boki. Piloci myśliwców doznają przeciążeń znacznie większych, dlatego noszą specjalne kombinezony (por. zdjęcie obok ->) ściskające kończyny dolne i uda, aby zapobiec utracie krwi z głowy. Konsekwencją tego ostatniego jest zjawisko zwane w żargonie "black-outem", czyli "zaćmieniem".

Można by do szybkości 100 000 km/sek. (~0.3c) przyspieszyć w nieco ponad godzinę, ale trzeba by było użyć przyspieszenia 100g (wzrost szybkości o 1000 m/s co sekundę)! Wyobraźmy sobie, co by się działo na pokładzie, gdyby nagle ciężar astronautów i wszystkiego wokół nich wzrósł stukrotnie…

Jako przykład science-fiction które uwzględnia podstawowe prawa fizyki w tym zakresie można podać komiks i powieść "Wieczna Wojna" (napisanej przez Joego Haldemana, z zawodu wykładowcę fizyki), gdzie kosmiczni marines używali urządzeń, które poprzez "napompowanie" ciała specjalnym płynem pozwalały załodze przeżyć przyspieszenia rzędu kilkudziesięciu g:

Dlatego więc, aby ograniczyć przyspieszenia do poziomu akceptowalnego i nieszkodliwego, wszelkie manewry rozpędzania i hamowania musiały by być rozłożone na miesiące. Przyspieszenie do 0.7c zajęło by przy 3g (które każdy człowiek może znieść, choć z trudem) ok. 81 dni (przy 1,5g dwa razy dłużej itp.)

A dlaczego 0.7c? Tyle wynosić średnia prędkość statku. Zgodnie z transformacją Lorentza (którą Einstein wykorzystał do swojej szczególnej teorii względności) przy prędkości 0.7c relatywistyczna masa ciała wzrasta ok. 1,4 raza. Większa masa, to większa bezwładność, i co za tym idzie konieczność użycia większej siły w celu nadania ciału przyspieszenia (=większe zużycie paliwa).

Przy prędkości c masa wzrasta nieskończenie. Dlatego podróże z szybkościami bardzo bliskimi c są niemożliwe, nie mówiąc o prędkości 100% c. Jedynie cząstki nie posiadające masy spoczynkowej, jak fotony, mogą poruszać się z szybkością c.

W przypadku prędkości powyżej 40% c daje znać o sobie zjawisko dylatacji czasu, dzięki czemu czas na pokładzie upływa wolniej, niż w nieruchowym układzie odniesienia. Technicy podczas wybudzania pasażerów mówią im, ze podróż trwała "pięć lat, dziewięć miesięcy i dwadzieścia dwa dni " odejmijmy od tego, czas potrzebny na przyspieszanie i hamowanie, i wychodzi że na pokładzie upłynie ok. trzech lat.

Zgodnie z tym co jest napisane w Pandorapedi "Venture Star" jest napędzany antymaterią. Napęd na antymaterię jest teoretycznie możliwy, i jest faktycznie jedynym rozwiązaniem dla tak dalekich podróży, jeżeli by miały odbywać się w czasie krótszym niż jedno ludzkie życie. W procesie anihilacji cała masa jest zamieniona w energię kwantów promieniowania gamma.

Reakcja 1 kilograma antymaterii z jednym kilogramem materii wyzwoliłoby energię rzędu 1,8*1017 Dżuli, co odpowiada eksplozji 43 megaton trotylu, gdyż zgodnie ze słynnym równaniem Einsteina E=mc2 , cała masa zostaje w całości zamieniona w energię.

Podróż na Marsa wymagałaby ok. czterech miligramów pozytonów – tak mikroskopijna ilość paliwa zupełnie zmienia podejście do konstrukcji rakiet i ich napędu. Ale produkcja antymaterii jest jednak obecnie b. droga.

Na stronie CERNu informuje się, że wyprodukowanie jednej bilionowej grama kosztowało kilkaset milionów franków szwajcarskich i zajęło 10 lat. Jest jednak pewne światełko w tunelu. Niecałe dwa lata temu udało się wyprodukować bardzo duże ilości pozytonów, w liczbie 100 miliardów, w Lawrence Livermore National Laboratory, poprzez użycie lasera i atomów złota.

Antymateria nie może być przechowywana w zwykłych zbiornikach; jej kontakt z materią błyskawicznie doprowadza do anihilacji. Pozytony i inne anty-cząstki naładowane trzeba przechowywać w polu magnetycznym. To wyjaśnia, dlaczego "Venture Star" posiada dodatkowo reaktor termojądrowy, używany do podtrzymania pułapek magnetycznych dla antymaterii.

Hibernacja

Ten zabieg jest powszechny w science-fiction, gdyż jest rozsądnym środkiem na uśpienie części załogi na okres wieloletniej podróży, tak, aby załoga nie zużywała bezcennych zapasów tlenu, żywności itp. Niestety, naturalna hibernacja u ludzi, na podobieństwo tej u zwierząt, jest niemożliwa.

Istnieje dział nauki i techniki zwany krioniką, który ma więcej wspólnego z ekscentrycznym sposobem pochówku niż rzeczywistym odpowiednikiem hibernacji znanej z SF. Polega ona na zamrożeniu ludzkich zwłok w ciekłym azocie krótko po stwierdzeniu śmierci klinicznej tak, aby po latach (wiekach?) stało się możliwe przywrócenie do życia danej osoby.

Przeprowadzono już wiele eksperymentów na zwierzętach, związanych z zamrażaniem na pewien okres czasu ciała po spuszczeniu z niego krwi i zastąpieniu jej przez roztwór zamrażający. Następnie postępowano odwrotnie przy ożywianiu. Mimo sukcesów, u sporego odsetku zwierząt stwierdzono uszkodzenia mózgu, co rzecz jasna wyklucza testowanie tej metody u ludzi.

Z tego co mi wiadomo niedawno dr Mark Roth przeprowadził udane eksperymenty na myszach (które nie potrafią naturalnie hibernować się) z użyciem precyzyjnie dobranej dawki siarkowodoru, tak aby spowolnić procesy życiowe do poziomu absolutnie minimalnego. U ludzi dodatkowo trzeba by było obniżyć temperaturę ciała.

Tymczasem amerykańska agencja DARPA, pracująca dla wojska, bada możliwość zastosowania hibernacji do podtrzymywania życia ciężko rannych żołnierzy w drodze do szpitala polowego, z zastosowaniem wspomnianego wcześniej siarkowodoru lub specjalnych enzymów.

Prom kosmiczny Walkiria

Na filmie ten pojazd jest wykorzystywany przez ludzi do wożenia ładunków i ludzi z orbity do bazy na powierzchni planety. Jest pojazdem kosmicznym wielokrotnego użytku (na podobieństwo do współczesnego promu kosmicznego) z tą różnicą że startuje i porusza się jak zwykły samolot (amerykański prom kosmiczny startuje jak klasyczna rakieta, korzystając z pomocy dwóch rakiet na paliwo stałe, oraz dużego zbiornika na paliwo).

Najprawdopodobniej wyposażony w silniki typu SCRAMJET w wariancie przekształcającym się płynnie w czasie wznoszenia w silnik rakietowy, poprzez uzupełnianie niedoboru tlenu w powietrzu  (którego ilość maleje wraz z wysokością) tlenem ze zbiorników paliwa (inne silniki np. SABRE, wykorzystują przechłodzone powietrze), oraz cztery odchylane silniki turboodrzutowe do lotu w atmosferze oraz manewrów pionowego startu i lądowania.

Taki pojazd to żadne science-fiction, ale jak najbardziej konkretny dział techniki lotniczej i kosmicznej. Na początku Konstanty Ciołkowski, pioner i teoretyk astronautyki, zauważył że jeżeli samolot posiada napęd rakietowy, to wówczas nie ma limitu wysokości osiągalnej przez niego., co można wykorzystać jdo osiągnięcia orbity okołoziemskiej. Użycie rakietoplanu do transportu na orbitę jest o tyle atrakcyjne, że obniża koszty, eliminuję konieczność używania kosztownych klasycznych rakiet oraz gwarantuje większe bezpieczeństwo poprzez sam fakt podobieństwa w istocie działania pojazdu do samolotu.

W zeszłym roku NASA przeprowadziło  udany test bezzałogowego pojazdu X-41, który wyposażony w scramjet osiągnął prędkość 9.6 Machów, czyli prawie dziesięć razy większą od prędkości dźwięku w powietrzu:

Trzeba pamiętać, że ewentualny start takiego promu najlepiej żeby był wspomagany dodatkowymi rakietami pomocniczymi, lub też żeby pojazd był wyniesiony do stratosfery na grzbiecie samolotu transportowego (co było pierwotnym pomysłem przy opracowywaniu amerykańskiego Space Shuttle, czy radzieckiego rakietoplanu Albatros), w celu zaoszczędzenia paliwa i masy pojazdu.

Jedna z pierwszych propozycji Space Shuttle z lat 70-tych XX wieku.

Rosjanie i Amerykanie eksperymentowali z rakietoplanami już w latach 50-tych i 60-tych, rozważając wiele konstrukcji przykładem niech będzie DYNA-SOAR czy X-30 (oba projekty skasowano), jak i radzieckie konstrukcje MiG-105-11 (przeszedł kilka lotów ślizgowych) i Spiral OS (studium teoretyczne):


Po lewej amerykański Dyna-Soar, po prawej radziecki MiG-105.

Przykładem konstrukcji będących w opracowaniu może być indyjski "Avatar" (startujący na szczycie klasycznej rakiety nośnej) czy brytyjski Skylon firmy Reactions Engines:

Po lewej: artystyczna wizja Skylon’a w czasie lotu na orbitę, po prawej: model "Avatara".

Udane próby przechodzi w ostatnich latach prywatny statek suborbitalny SpaceShipTwo, bazujący na pomyśle samolotu-matki, pomyślany jako pierwszy komercyjny statek kosmiczny, dający pasażerom siedem minut lotu ponad atmosferą Ziemi.

Poniżej, animacja pokazująca przewidziany lot takiego pojazdu:

Walkiria na filmie jest ukazana jako maszyna zdolna do pionowego startu i lądowania (VTOL – Vertical Take-Off and Landing). Takie pojazdy do nic nowego: wystarczy wspomnieć słynnego brytyjskiego Harriera, radzieckiego Jaka-141 czy amerykańskiego V-22 Osprey i F-35 Lightning. W przypadku samolotów odrzutowych stosuje się odchylane dysze wylotowe nośne i sterujące.

Jak-141 z odchylonymi dyszami podczas lotu pionowego.

Tego typu samoloty sprawiają duże problemy związane ze sterowaniem czy wydajnością silników. V-22 zaliczył już kilka kraks spowodowanych awarią komputerów pokładowych. Zaletą tego typu maszyn jest brak wymagania długich pasów startowych, co jest istotne z punktu widzenia np. lotniskowców czy lotnisk w trudnych warunkach polowych (np. na pustyni czy terenach podmokłych), oraz możliwość zastąpienia helikopterów w pewnych sytuacjach. W jednej ze scen Walkiria leci powoli z silnikami w pozycji nośnej – w takiej sytuacji problemem jest b. duże zużycie paliwa i ryzyko utraty sterowności w przypadku awarii jednego z silników (co wykorzystuje bohater filmu w czasie finałowej bitwy).

W następnym odcinku: Unobtanium, nadprzewodniki, klonowanie, awatary, egzoszkielety, latające góry i biosieci.

Część Druga.

Ilustracje: Wikipedia, Astronautix.com, yorkbbs.ca.

„Avatar” Jamesa Camerona – MEGARECENZJA

Od autora: Tekst został kosmetycznie poprawiony, dodatkowo polecam trzy artykuły pokrewne: Nauka i technika w "Avatarze", cz.1 , Nauka i technika w "Avatarze", cz.2 i Avatar – tajemnica sukcesu. (23.07.2010)

Uwaga! To nie jest zwykła recenzja filmu! Bardziej pasuje tu słowo "analiza", która jest zbiorem moich wrażeń i przemyśleń, oraz opinii i materiałów znalezionych w Internecie. Zastrzegam też, tekst jest długi; proszę więc o wyrozumiałość. Wyczernione fragmenty to tzw. spoilery, psujące przyjemność oglądania filmu tym, którzy go jeszcze nie widzieli.

Na początek kilka ustaleń wstępnych:

Po pierwsze: wszystkie recenzje można sprowadzić do jednego zdania: super efekty specjalne i słaba fabuła, która jednak bardzo angażuje widza. Ja chciałbym temat trochę głębiej podrążyć.

Po drugie: zdaje sobię sprawę z oczywistości niektórych tez poniżej, ale uważam, że warto wszystko zebrać "cuzamen do kupy" w jednym miejscu.

Po trzecie: jestem zaskoczony tym, że ten film, którego scenariusz powstał po to, aby znaleść zastosowanie dla nowych technologii filmowych i zarobić sporo kasy, budzi takie gwałtowne emocje. Męczy mnie roztrząsanie "co autor miał na myśli", dlatego będę trzymał się tego, co James Cameron sam o tym obrazie napisał i powiedział.

Jak ja oceniam filmy? Otóż uważam, że dobry film, niezależnie od kategorii, musi mieć oprócz prawidłowego wykonania, scenariusza itp, coś co ja nazywam "charyzmą", czyli czymś co budzi pozytywne emocje u widza, i co ciężko jest jakościowo ocenić obiektywnie, gdyż zależy ona np. od grupy docelowej.

Obraz:

"Nie jesteście już w Kansas, tylko na Pandorze."

Filmowcy Camerona zrobili coś niewiarygodnego; przy pomocy komputerów stworzyli niesamowity, fantasmagoryczny świat Pandory, niczym ze snu. Latające góry, gigantyczne drzewa, pterodaktylowate latające stwory cała reszta fauny i flory planety, w tym fosforyzujący las , maszyny ludzi (statki kosmiczne, spychacze, helikoptery, transportowce, egzoszkielety itp.) – wszystko to wygląda niewiarygodnie realnie równie i realnie porusza się!!

Mimo iż film oglądałem w kinie 2D, to miejscami czułem zawrót głowy, typowy dla lęku wysokości.

Ruch komputerowo wygenerowanych postaci jest bardzo płynny, nie ma wrażania sztuczności, szczególnie w przypadku mimiki twarzy, która animowanym komputerowo postaciom dodaje człowieczeństwa. Fantastyczne są różne drobne detale: np. gdy Na’vi płaczą, to widać w ich oczach łzy, a gdy Jake w swoim awatarze zjada owoc, z ust ciekną mu soki itp. W innych scenach ich skóra fosforyzuje i robi się wilgotna w deszczu i rosie.

Na’vi, jak koty, strzygą uszami, merdają ogonami i szczerzą kły, co wygląda bardzo realistycznie, a trzeba pamiętać że nie są to ruchy typowe dla człowieka, tym bardziej trzeba docenić pracę animatorów.

Nawiasem mówiąc, humanoidalny wygląd Na’vich i kocie cechy są niemożliwe z punktu widzenia biologii (nie mówiąc o tym, że są niekoheretni z innymi formami życia na Pandorze) i wyglądają tak po to, aby widzowie mogli ich polubić, oraz żeby podkreślić ich bliski związek z naturą.1

Fabuła:

Teraz przejdźmy do elementu najbardziej krytykowanego.

Na początek odrobina perspektywy. Przygody Indiany Jonesa rażą uproszczeniami i komiksowością, gdyż inspiracją dla nich były stare seriale filmowe z lat 30-stych i komiksy z Kaczorem Donaldem. "Matriks" jest pełen cytatów i nawiązań chyba do wszystkiego co się da, trylogia "Piraci z Karaibów" była zainspirowana… atrakcją w Disneylandzie, dodatkowo nawiązując do klasyki kina pirackiego (np. do "Karmazynowego Pirata"), "Terminator" nawiązuje do klasycznego motywu science-fiction, czyli buntu maszyn i podróży w czasie, z czego o ile mi wiadomo Camerona pozwano do sądu za plagiat w tym filmie. W konwencji kina rozrywkowego zapożyczenia są dopuszczalne, o ile nie ocierają się o zwykły plagiat.

"Avatar" opiera się na opowiedzeniu bardzo prostej historii, mocno inspirowanej klasyką gatunku science-fiction.

Konflikt o wrogą dla człowieka planetę bogatą w ważny surowiec? Było, w "Diunie" Franka Herberta, razem z religią i kulturą powiązaną z ekologią planety i bohaterem z zewnątrz przyjętym przez miejscowych.
Księżyc Pandora, ukazany jako jeden wielki organizm przypomina "Solaris" Lema, a powszechnie się wskazuje, że pomysł na awatara jest wzięty z opowiadania "Call me Joe" Poula Andersona z 1957 roku. Egzoszkielety to temat z powieści Roberta Heinleina "Kawaleria Kosmosu", ludzie jako bezrefleksyjni technobarbarzyńcy to motyw z "Kronik Marsjańskich" Raya Bradburiego, a podstawianie "szlachetnych dzikusów" jako antytezy cywilizacji "białego człowieka" to też motyw stary jak świat, obecny np. w "Przygodach Guliwera" J. Swifta2.

To że Cameron nawiązuje do klasyki, w tym do swoich własnych filmów (i to tak bardzo, że zaangażował do jednej z głównych ról Sigurney Weaver), tylko dobrze o nim świadczy. Sam przyznał że nawiązywał min. do filmu "Zabawa w Boga", o Indianach w Amazonii i "książek SF przeczytanych w dzieciństwie" (to ostatnie wiele tłumaczy). Znalazłem nawet listę opowiadań, powieści i komiksów fantasy i SF, które bardzo przypominają fabułą i obrazami "Avatar". I tak, oprócz wspomnianego wcześniej opowiadania Andersona, wskazano na niej na: 

  • Robert F. Young – "To Fell a Tree" – opublikowana w Magazine of Fantasy & Science Fiction w 1959 roku, opowiada o armii chciwych ludzi, trzebiących święte drzewa na planecie zamieszkałej przez humanoidalnych, prymitywnych kosmitów
  • Ben Bova – "The Winds of Altair", powieść z 1973 roku; znowu mamy awatary używane do odkrywania obcego świata zamieszkałego przez kotowatych kosmitów i jego zaborczą kolonizację przez ludzi
  • Clifford Simak – "Desertion" z 1944 roku: ludzie używają awatarów do odkrywania obcej planety, z czego ci co przenoszą się w ciała awatarów nie mogą wrócić na Ziemię, i wybierają życie wśród krajowców
  • Wydana takźe w Polsce powieść "Słowo 'las’ znaczy 'świat’" Ursuli K. Le Guin z 1972 roku, zawierająca wątek rabunkowego wycinania drzew przez zmilitaryzowaną kolonię ludzi na innej planecie i okrutnego traktowania przez nich kudłatych, inteligentnych i połącząnych telepatycznie stworzeń, które  przystępują do wojny z ludźmi.

Wielu komentatorów zwraca też uwagę na podobieństwa z "Planetą Śmierci" Harrego Harrisona, a Na’vi wywołują skojarzenia z elfami z kanonu fantasy, w którym to występuje dosiadania latających stworów np. w cyklu "Jeźdźcy Smoków z Pern".

Dygresja: W medium wizualnym wątek latających wojowników przedstawiono w komiksie "Arzach" Moebiusa i filmie animowanym dla dorosłych "Heavy Metal" z 1981 roku:

"Heavy Metal"

Na pewno Cameron miał okazję się z tym spotkać.

Wracając do "Avatara": Idąc na widowisko przygodowe spodziewamy się rozrywki a nie głębokich przemyśleń, tym bardziej, że wykonał je reżyser kojarzony właśnie z takim typem kina. Tego filmu nie można traktować jako "twarde science-fiction" (na co autor też zwrócił uwagę) ale po prostu współczesną bajkę z następującymi morałem: chciwość nie popłaca, człowiek powinien szanować przyrodę, brutalna siła nie gwarantuje zwycięstwa, moralność stoi ponad lojalnością wobec grupy itp.

Konflikt jest bardzo jasno narysowany: chciwy biznesmen i jego "trepy" kontra sympatyczni kosmici i próbujący ich zrozumieć naukowcy, i do tego mamy zderzenie naukowo-technicznej cywilizacji Ziemian z kulturą biologiczno-mistyczną Na’vich, któży nie potrzebują techniki, gdyż potrafią się łączyć z innymi istotami obecnymi na Pandorze i wykorzystywać ukrytą moc planety. Trudno w takiej konfiguracji wykrzesać jakiś skomplikowany, głęboki scenariusz, tym bardziej że nacisk jest położony na obraz i widowiskowość, i że impulsem do napisania scenariusza była chęć użycia nowej technologii, co Cameron w wywiadach wiele razy potwierdzał.

Reżyser zresztą "męczył" ten scenariusz, znany enigmatycznie jako "Project 880", przez 10 lat i pierwotna wersja była bardziej skomplikowana i miała więcej wątków i postaci i zawierała np. sceny  ekologicznie zdewastowanej Ziemi, inną drogę Sulliego ku akceptacji wśród Na’vich czy wreszcie kompletnie inne zastosowanie programu "awatarów’. Finalna wersja scenariusza jest mocno okrojona, bo ekranizacja pierwotnego wydłużyła by film o dwie godziny, a i tak wszystkiego nie nakręcono.

"Imperializm na Pandorze":

Odczytywanie filmu przez pryzmat bieżącej polityki jest błędne. Jednocześnie pewne elementy z ostatnich wydarzeń politycznych przewijają się, ale absolutnie nie są tak prostacko wyłożone, jak to się niektórym wydaje, i przesłanie jest zdecydowanie bardziej uniwersalne, np. dot. mechanizacji wojny (co też stwierdził reżyser), czy też popełnianie okrucieństw przez ludzi w imię zdobycia "kamienia filozoficznego" np. ideologii, co symbolizuje unoszący się w powietrzu metal "unobtanium" (jak słusznie zauważył cameel).

Np. scena zawalania się drzewa-domu Na’vich po nalocie najemników budzi skojarzenia z zawalaniem się wież WTC, co stwierdził sam reżyser.

Ręce opadają, gdy się słyszy że film atakuje armię amerykańską, tym bardziej że film nie przedstawia żołnierzy, ale najemników pracujących dla korporacji! Sam bohater na samym początku filmu nazywa ich "byłymi obrońcami wolności"!

Jak widać są tacy, co zapewnie woleli by widzieć na filmie Ziemian masakrujących Na’vich, pokrzykujących przy tym "Yo, Joe!"4.

Dygresja: trudno tu nie wspomnieć o fenomenie filmu "Żołnierze Kosmosu" Paula Verhoevena z 1997 roku, który cynicznie parodiował literacki pierwowzór, zamieniając libertariańską utopię Heinleina w militarystyczną groteskę.

Twórcy filmu miejscami robili to dość namolnie np. ubierając bohaterów w quasihitlerowskie mundury, parodiując filmy propagandowe i układając umyślnie patetyczne dialogi, eksponując głupotę i niekompetencję armii przyszłości, a mimo takich oczywistości film zyskał dużą popularność wśród widowni spragnionej akcji i rozwalania gigantycznych owadów, która najwyraźniej nie dostrzegła satyry.

I jest to rzecz bardzo zastanawiająca…

 

Faktem jest, że latające nad dżunglą helikoptery, bomby zapalające i miotacze płomieni, cekaemiści w lukach oraz wyskakujący z maszyn kosmiczni marines przywodzą na myśl Wietnam. (Nawiasem mówiąc, tamta wojna to też klisza, powielona metaforycznie np. w "Predatorze" czy opowiadaniu "Na pierwszej linii" G. Wolfe’a)

Cameron jasno powiedział, że film ma przesłanie proekologiczne, które chciał wyłożyć w emocjonalnej, ostrzegawczej historyjce:

http://video.hollywoodreporter.com/services/player/bcpid40254714001?bctid=57769377001

…ale jednocześnie nie wykluczył skoncentrowania się na zwykłej akcji i przygodzie, bo jak sam powiedział, to kwestia wyboru widza.

Podsumowanie:

Ten film jest po prostu najlepszą eskapistyczną fantazją jaką można sobie wyobrazić, odwołującej się do tęsknoty za powrotem do natury i poczucia wspólnoty. Któż z nas nie chciałby tak jak główny bohater, przeżywać przygody się w niezwykłym świecie ("co możemy im dać? Jeansy i dżin?"-zapisuje Sully w swym wideoblogu), znaleźć miłość swego życia w postaci egzotycznej piękności4 i dokonać czegoś heroicznego?

Pomysł ustawienia inwalidy wojennego w roli bohatera zaznającego pełni życia w ciele bardzo sympatycznej istoty i w innym, lepszym świecie jest rewelacyjny, gdyż znakomicie identyfikuje widza z nim. Jesteśmy właśnie takimi "inwalidami"; żyjącymi w szarej rzeczywistości przeciętniakami, którym kino oferuje ucieczkę w inny świat. Wchodzenie Jake’a do komory łączącej go z awatarem jest metaforą każdego kto poszedł do kina na ten film.

Te elementy, podobnie jak prosta, ale bardzo dobrze rezonująca w świadomości odbiorcy opowieść wraz z fantasmagorycznym światem składają się na charyzmę tego obrazu i jego niezwykłą popularność.
 
Z pewnym zdziwiem przeczytałem informacje, że Cameron planuje trylogię, jeżeli pierwszy film "wypali". Mam ku temu duże wątpliwości, gdyż fabuła raczej nie rokuje na rozwinięcie, mimo bogatego świata przedstawionego…

Plotki mówią kilku scenach scenach, które zostały wycięte, a mogą pojawić się na DVD i BluRay, i dodać nieco głębi scenariuszowi. Jak by tego było mało Cameron najprawdopodobniej umieści w edycji DVD wyciętą scenę miłosną między Sullym i Neytiri5


Ziemia przyszłości: jedna ze scen pominiętych w kinowej wersji filmu. Nawiasem mówiąc, takie wizje ciągną się już chyba od czasu "Metropolis" Fritza Langa, po "Blade Runnera" i "Sędziego Dredda".

Moje czepialstwo:

  • Drażniło mnie zbyt nachalne wzorowanie Na’vi na Indianach, choć gwoli sprawiedliwości projektanci postaci zauważalnie czerpali inspiracje z innych ludów pierwotnych.
  • Nie jestem zwolennikiem epatowania brutalnością, ani też nie wymagam naturalizmu w stylu "Szeregowca Ryana", ale wojna to nie zabawa i więcej realizmu scenom śmierci by nie zaszkodziło. Rozumiem, że twórcy chcieli sprzedać swój film jako familijny, ale takie posunięcie spłyca przesłanie.
  • Wiele razy w różnych komentarzach zwracano uwagę na papierowość postaci. Inna sprawa, że formuła kina przygodowego raczej nie daje możliwości na rozwój postaci przez autora, jeżeli film ma się zmieśćić góra w trzech godzinach.
  • Na koniec muszę się przyczepić do słynnych scen przebijania kabin helikopterów strzałami – wyglądają szalenie nielogicznie, gdyż podczas pierwszej konfrontacji ta sama broń okazała się nieskuteczna wobec tego samego celu. To samo dotyczy dziwnej nieodporności kabin egzoszkieletów…

Uwagi warsztatowe:

Pierwszym filmem pełnometrażowym, gdzie użyto grafiki 3D wygenerowanej przez komputer, (bardzo prymitywnej, co warto podkreślić) był disnejowski "TRON" z 1982 roku, nawiasem mówiąc, bardziej będący bajką niż poważnym SF.

W latach 90-tych animacja komputerowa na dobre zagościła w studiu efektów specjalnych, wypierając miniatury i modele. Pierwszym odważnym krokiem w stworzeniu dłuższych form filmowych wykonanych w całości w tej technologii był pełnometrażowy film dla dzieci Toy Story z 1995 roku. Sam fakt, iż była to animacja komputerowa, wzbudził sensacje. A potem, poszło wszystko "z górki", ("Shrek", "Potwory i Spółka", "Dawno Temu w Trawie" i wiele innych) czego finałem było definitywne zamknięcie działu tradycyjnej animacji w wytwórni Disneya, panujący po dziś dzień i duopol wytwórni Pixar i Dreamworks.

Swego czasu wdziałem francuski film "Immortel (ad vitam)", znany w Polsce jako "Immortel – kobieta pułapka", zrealizowany na podstawie komiksu Bilala, z bardzo hermetycznym scenariuszem. Na tym filmie ruchy postaci wygenerowanych komputerowo były sztuczne, a główne role tak czy siak obsadzono aktorami, wtopionymi potem w trójwymiarowe obrazy komputerowe.

Do realizacji "Avatara" wykorzystano technikę "motion capture" – "przechwytywanie ruchu" aktorów i wprowadzania ich do komputera w celu animowania wirtualnej postaci (stosowaną z powodzeniem już wcześniej, np. do animowania postaci Golluma czy załogi "Latającego Holendra"), którą rozszerzono na przechwytywanie mimiki twarzy aktorów, i połączono z nowym pomysłem, czyli  "wirtualnym studiem" pokazującym ruch obiektów wygenerowanych przez komputer w czasie rzeczywistym (co jest zastosowaniem technologii powszechnie używanej w grach komputerowych).

10-Minute Avatar Behind-the-Scenes Featurette

Tern ostatni fakt jest godzien podkreślenia, gdyż w przeciwieństwie do mozolnego ustawiania wirtualnej kamery w programie do grafiki 3D technologia śledzenia ruchu umożliwia intuicyjne prowadzenie przez operatora "kamery" po obszarze alterier, i otrzymywania natychmiast obrazu wirtualnej sceny na jej "matówce", którą był po prostu przenośny ekran LCD.

Poza tym, filmy składające się w większości z animacji 3D były uważane raczej za coś dla dzieci niż dla głównego nurtu, a "Avatar" przeskakuje tą barierę całkiem skutecznie. Możemy się więc spodziewać jeszcze szerszego używania techniki animacji 3D do generowania wirtualnych aktorów.

W tym miejscu chciałbym wyrazić swoje wielkie brawa dla Zoe Saldany, za skoncentrowanie swego potencjału aktorskiego na udzielenie swego głosu i ruchu i mimiki postaci Neytiri – ostatni raz czułem taki podziw dla kunsztu aktorskiego w odtworzeniu fantastycznej postaci, gdy widziałem Petera Wellera wcielającego się w postać Robocopa. Przy okazji, mały montaż fotografii, pokazujący dwie epoki w historii kina:

http://blogs.sundaymercury.net/anorak-city/2009/12/avatar-how-james-cameron-did-i.html
http://www.popsci.com/technology/article/2009-12/feature-3-d-revolution

Można by, oczywiście, przebrać aktorów w kostiumy, maski itp. i osiągnąć niezłe rezultaty, ale pojawia tu kilka problemów, chociażby taki, że sam proces nakładania na aktora charaktreryzacji trwa wiele godzin (przekonał się już o tym Boris Karloff grający monstrum Frankensteina) a samo przebranie strasznie krępuje ruchy aktora i ogranicza jego ekspresje i tworzy barierę między nim a widzem, nie mówiąc o tym, że pewne rzeczy są wręcz niemożliwe do osiągnięcia tą techniką, bądź rezultaty byłyby niesatysfakcjonujące (warto przyjżeć się ilości palców u rąk i stóp Na’vich, ich oczom czy wzrostowi – trudno, o ile w ogóle, byłoby coś takiego osiągnąć przy pomocy tradycyjnej charakteryzacji)6. Dlatego Cameron od razu odrzucił tą metodę realizacji:

http://www.youtube.com/watch?v=1wK1Ixr-UmM

Zasługą filmu Camerona jest przeskok przez coś, co w żargonie nazywa się z angielska "uncanny valley", która jest poważnym problemem w grafice 3D. "Uncanny valley", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "dolinę niesamowitości" – jest to nazwa pewnego procesu psychologicznego oznaczającego, że im bardziej staramy się stworzyć fotorealistyczną postać, to tym trudniej jest nam to zrobić, gdyż coraz większe podobieństwo wizualne uruchamia w odbiorcach coraz większe zapotrzebowanie na realizm, a wszystko "w połowie drogi" wydaje się odrzucające. Co ciekawe, teza ta dotyczyła robotów i została sformułowana w Japonii: http://en.wikipedia.org/wiki/Uncanny_valley


 Jednak jest pewien próg, po przekroczeniu którego sztuczne postacie wydają nam się naturalne, i aby tego dokonać, trzeba dać możliwość ekspresji emocji przez wirtualne postacie. I to Cameronowi i jego ekipie udało się.

Sądzę, że następnym krokiem będzie nie tyle zwiększenie realizmu samej animacji, ale wyeliminowanie przechwytywania ruchu, tak aby komputer mógł realistycznie zasymulować ruch postaci.

Tym wszystkim, którym film się nie podobał, mogę poradzić następującą interpretacje: kiedyś programiści pisali na komputery kompletnie niepraktycznie programy, zwane "demami", któych zadaniem jest jedynie prezentacja możliwości danego komputera. I można "Avatar" Camerona zinterpretować jako demo nowych technologii filmowych.

Przypisy:

1.)Ludzie-koty to ustalony motyw w popkulturze, na poczekaniu można wyciągnąć np. szkice koncepcyjne z gry Final-Fantasy oraz opis rasy Ronso http://finalfantasy.wikia.com/wiki/Ronso

2.)Ze szlachetnych dzikusów i tak wolę Na’vi od wyidealizowanych samurajów i Indian. Przynajmniej nikt nie zakłamuje historii i nie wciska mi tu ciemnoty, bo konwencja SF dostarcza uzasadnienia dla takiego a nie innego obrazu.

3.)

http://www.youtube.com/watch?v=zT7GWPwhd40 width:320 height:200

4.)"(…) i pobawić się ogonem swojej ukochanej, gdy cała planeta uśmiecha się do ciebie fluorescencyjnym światłem" kpi sobie i ironizuje Mark Morford z "SFGate.com", upatrując się w tym filmie "erotycznej fantazji białego człowieka o Innych" 

5.)Swoją drogą, ciekawe kiedy Neytiri trafi na rozkładówkę "Playboya", jak Marge Simpson i bohaterki gier komputerowych?

6.)Na forum poświęconym efektom specjalnym grupka entuzjastów postanowiła przy użyciu tradycyjnej techniki odtworzyć postać Na’vi, proszę spojrzeć na rezultaty: http://theeffectslab.com/forums/viewtopic.php?t=12771