Nie zamierzam pisać o trzęsieniu ziemi w Japonii, a o tym co wygaduje się w mediach w temacie awarii w elektrowni atomowej w Fukushimie. Jak słyszę bzdury w stylu "wybuch atomowy", czy porównywanie do Czarnobyla i bomb atomowych w Hiroshimie i Nagasaki to mnie skręca. Przede wszystkim wybuch jądrowy w elektrowni jest niemożliwy – prędzej eksplozja o charakterze chemicznym, co faktycznie mieliśmy okazję zaobserwować.
Reaktory w Fukushimie zostały wyłączone – problemem jest tzw. ciepło powyłączeniowe – reaktor to nie grzałka do wody, musi trochę czasu upłynąć, zanim wystygnie, gdyż trwa jeszcze rozpad atomów krótkożyciowych pierwiastków radioaktywnych i zwykła bezwładność termiczna rdzenia. Przyczyną obecnej sytuacji jest totalna awaria systemów chłodzenia – na wskutek zniszczenia generatorów na diesel przez falę tsunami. W żadnym wypadku nie jest to stopienie się rdzenia w czasie trwającej na całego reakcji łańcuchowej i pożaru ponad tysiąca ton grafitu, jak to było w 1986 roku w Czarnobylu.
Poza tym, wracając do polskich mediów mielących Najsztubowskie "gówno w betoniarce": co ma wspólnego nie wybudowana elektrownia atomowa w Polsce z elektrownią atomową w Japonii, która ma bardzo poważne problemy po nie spotykanym wcześniej w dziejach trzęsieniu ziemi? Rozumiem, pytania o bezpieczeństwo energetyki jądrowej są zawsze na czasie, ale takie mielenie tematu, połączone z nakręcaniem psychozy nagłówkami i półkomemtarzami (patrz ilustracja powyżej) jest po prostu chore i dezinformujące.
Prawdziwą tragedią jest to, że najprawdopodobniej zginęło ponad 10 000 ludzi – więcej niż w 1995 roku w Kobe. Ta liczba, podobnie jak skala zniszczeń materialnych bardziej oddziałują na moją wyobraźnię w tej chwili. A co do samych Japończyków, to powiem tyle, że ten naród zachowuje się z godnym podziwu spokojem, połączonym z dobrą organizacją i pracowitością, będąc przy tym oswojonym z katastrofami naturalnymi od stuleci.
Bardziej mnie przejmuje to, że w Libii, o której świat już szybciuteńko zapomniał, Kadaffi rozgniata rebeliantów – efekty czego będą bardziej odczuwalne w Europie, min. poprzez kryzys humanitarny i falę uchodźców. Dlatego nie mam zamiaru sobie zawracać głowy medialną histerią w sprawie Fukushimy, który wygląda tak, jakby tam z morza wyłoniła się Godzilla (stąd tytuł notki).
Ostatnio, dzięki blogowi Dehylator.wordpress.com, dostałem cynk o tym, że na świeżo postawionym prawicowym portalu Nowyekran.pl podrzucono film z wykładu pt. „Tajemnice Historia Skażenie Powietrza Chemtrails” (zachowując pisownie oryginalną widoczną na pierwszym slajdzie):
Sam wykład jest straszno-śmieszny, i nie pomaga mu ani kiepska jakość obrazu i dźwięku, ani zainteresowanie kamerzysty baraszkującym w sali pieskiem.
Na początku główny prelegent, doktor Jaśkowski, straszy słuchaczy bombą atomową, ale gwoździem programu jest wykład, o tym że smugi kondensacyjne z samolotów to tak naprawdę światowy spisek mający na celu wytrucie ludzkości i/lub kontrole klimatu poprzez rozpylanie z samolotów chemikaliów. Do tego dorzuca spisek polegający na sadzeniu genetycznie zmodyfikowanych rośliny, które mogą niby rosnąć na umyślnie zatrutej glebie. Wszystko to oczywiście spisek wielkich koncernów i rządów. Serio.
Chwila, moment. Pomyślmy o tym przez chwilę… Niezbadane są mroczne zakątki ludzkiej duszy, która uwierzy w największy bzdet. Oto powszechnie występujące zjawisko fizyczne, związane z kondensacją pary wodnej w atmosferze w wyniku kontaktu z gorącymi spalinami z silników, urasta do efektu światowego spisku, który miałby polegać na tym że do każdego samolotu pasażerskiego itp. przymocowano dysze rozpryskujące trujące ludzi chemikalia (min. aluminium). Oczywiście, według spiskologów, każdy samolot ma zapas owych chemikaliów na pokładzie, który trzeba by było uzupełniać, w związku z tym w spisku uczestniczą wszystkie lotniska i linie lotnicze na świecie. Jak każdy spisek, ten jest tak doskonały, że nikt o tym nie wie, bo idealne spiski to takie, o których nic nikomu nie wiadomo, a jak nie ma dowodów, to znaczy że zmyślnie je zamaskowano.
„OLABOGA! TRUCIZNE NA LUDZI PRYSKAJOM!!1” (Fot: Fir0002/Flagstaffotos na licencji GFDL)
Durnota tej teorii spiskowej jest łatwa do wykazania i to nie tylko na gruncie fizyki (chociażby z tego względu, że rozpryskiwanie czegokolwiek na dużej wysokości jest bez sensu, ze względu na wiatr, temperaturę itp.) czy zdrowego rozsądku (po co miano by to robić?), ale po prostu widać oczywistą ignorancje i manipulacje, objawiającą się np. doszukiwaniem się rzekomych spryskiwaczy wśród aparatury pokładowej (np. rurki Pitota) nie mówiąc o tym że za dowody wskazuje się pierwsze lepsze zdjęcia dysz w samolotach strażackich, urządzeń do zrzutu paliwa czy do tankowania w powietrzu. Jak to zwykle bywa, na zwrócenie uwagi na powyższe spiskolodzy natychmiast zaczynają mówić o tym, że w zasadzie nie każda smuga kondensacyjna to oprysk chemiczny i zaczynają dywagować nad tym, jak odróżnić tą właściwą od niewłaściwej…
Wszystko to przypomina pseudonaukę: jej cechą jest ostentacyjne lekceważenie dorobku „oficjalnej” nauki, oraz – najważniejsze – samopotwierdzanie przyjętej z góry tezy, min. poprzez wybiórcze wybieranie faktów lub wręcz manipulacje, a także blokadę falsyfikowania postawionej tezy.
Kim jest doktor Jerzy Jaśkowski? Otóż pan doktor działa w gdańskim Franciszkańskim Ruch Ekologiczny, Charytatywny, Historyczny (pisownia oryginalna) w skrócie „FRECH”, i jest człowiekiem, który w czasie swej wieloletniej działalności straszył swoich słuchaczy min. aluminium w garnkach (alzheimer), fluorem (trucie), mlekiem UHT (osteroporoza) i szczepionkami (zło absolutne, wielki spisek), przy czym jego wiedza w tej dziedzinie jest, mówiąc brutalnie, dyskusyjna, a pisane przez niego artykuły to sterty bzdur, pełne przeinaczeń i manipulacji, połączone z „ideolo” typowym dla skrajnej prawicy. Innym razem (1990 rok) tak nastraszył bzdurami nt. promieniowania jonizującego, że Polskie Towarzystwo Fizyki Medycznej wydało oficjalne oświadczenie na ten temat. Pan doktor, w okresie świńskiej grypy, wystąpił nawet w TVP Info – nie jest to więc osoba całkowicie poza nawiasem mainstreamu:
Polecam całą masę linków i cytatów na „Blog De Bart” („sznurki” są na końcu – przy okazji pozdrawiam autora) na temat poglądów doktora Jaśkowskiego o min. teorii ewolucji, którą uważa za spisek Żydów. Tego wszystkiego nie zmyślam – pan Jaśkowski wszystko powyższe firmuje swoim nazwiskiem, co można zobaczyć na stronie FRECHu i innych zakamarkach Internetu.
Wracając do tematu: tego typu teoryjki są oczywistym importem z Ameryki, a jak wiadomo bezkrytyczne kopiowanie wszystkiego co amerykańskie jest naszą narodową domeną. W USA istnieje wystarczająco dużo dziwaków, co w połączeniu z powszechnością Internetu łatwo sprzyja rozpowszechnianiu się różnych bzdur, przy czym dodać należy do tego specyficzne uwarunkowania tamtejszego społeczeństwa sprzyjające paranoi i łatwowierności, nie mówiąc o niepokojącym trendzie eskalacji agresywnej retoryki w głównym nurcie. Przykładem na teorie spiskowe obecne w mainstreamie niech będą tezy o tym, że prezydent Barrack Obama jest kryptomuzułmaninem ze sfałszowanym aktem urodzenia. Tak jak w przypadku chemtraili i teorii spiskowych o 11 Września, wszystko to jest bezkrytyczne przypisywane polskie blogaski polityczne, głównie o orientacji prawicowej i tzw. „wolnościowej” (czytaj: UPR).
Amerykański plakat propagandowy z lat 50/60-tych XX w. ostrzegający przed szczepionkami na polio, fluoryzacją wody i „higieną psychiczną” (sic!) (Źródło: Wikimedia Commons).
Na polskim podwórku można pokazać przykład bloga grypa666 na wordpress.com, szeroko cytowanegy w różnych zakątkach Internetu, który w okresie pandemii świńskiej grypy był wręcz kwintesencją paranoi na temat rzekomych spisków w temacie szczepień przeciw niej. Teraz gdy ta grypa przyklapła, widać że ten blogasek to po prostu paranoidalny, skrajnie prawicowy, antysemicki zsyp, linkujący min. do stron Davida Duke’a, b. Wielkiego Maga Ku-Klux Klanu…
Trudno oczekiwać, że takie rzeczy będą powszechnie traktowane poważnie. Może więc z tego powodu nie warto się tym przejmować? Ale przecież bliżej zdroworozsądkowego centrum widać, jak przez Internet nakręca się paranoję, i nie jest to już nic nieistotnego.
Mówiąc wprost, ostatnia histeria fanatycznych zwolenników PiSu po tej katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku, oraz późniejsze wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu są rezultatem min. rozpuszczania spiskowych teorii popadających w fantastykę, pomieszanymi ze śmiertelnie poważnym mówieniem otwartym tekstem największych oczywistych bzdur (min. hipoteza „dwóch Tupolewów”, „inscenizacja katastrofy” czy „sztuczna mgła”, „analiza” słynnego filmu 1.24, „zamach” itp.) przez poczytnych bloggerów prawicowych (min. na portalu Salon24.pl) i media pokroju „Gazety Polskiej” i „Naszego Dziennika”. Wszystko to przebiega w myśl schematu opisanego powyżej: mamy postawioną tezę i obsesyjne jej trzymanie się w procesie samopotwierdzania. Pisałem zresztą o tym wcześniej i nie chce mi się pisać o tym raz jeszcze.
Kiedy widzę to co się dzieje w blogosferze w temacie tragedii w Smoleńsku, to mnie normalnie szlag trafia.
O to pewna grupka bloggerów i dziennikarzy jątrzy nieustannie twierdząc z uporem maniaka że przyczyną katastrofy prezydenckiego Tu-154 był zamach przeprowadzony przez Rosjan. Wymyśla się najprzeróżniejsze dziwaczne i fantastyczne hipotezy, od zagłuszania systemu GPS po rozsiewanie sztucznej mgły, od bomby na pokładzie po rozstrzeliwanie pasażerów przez OMON. Oczywiście nigdy nie można w przypadku takich katastrof wykluczyć umyślnego działania osób trzecich, ale ten postulat został przez tych ludzi podniesiony apriorycznie do rangi głównej przyczyny.
Stawiam roboczą hipotezę, że zwolennicy tezy o rosyjskim zamachu robią (często nieświadomie) to po to, aby zdelegitymizować Komorowskiego i PO. Chcą mieć mit polityczny, taki jak „birthersi” (zwolennicy tezy, że Barrack Obama nie urodził się na amerykańskiej ziemi) w USA, do walki politycznej.
Trudno nie mieć niepokojących skojarzeń z innymi mitami politycznymi, znanymi z historii, np z „Legendą o ciosie w Plecy” (Dolchstosslegende) z weimarskich Niemczech, według której to armia niemiecka mogła wygrać I Wojnę Światową, ale „cios w plecy” zadali jej liberałowie, komuniści, socjaldemokraci, Żydzi itp. podpisując pokój z Ententą.
Takie mity są szkodliwe: mogą ośmielać radykałów, niepotrzebnie polaryzują nastroje, mogą uniemożliwiać autentyczne dojście do prawdy, w skrajnych przypadkach mogą być nawet zarzewiem przemocy. Najbardziej dobijające jest to, że dzieje się to akurat w sytuacji, gdy PiS zachowuje się bardzo w porządku i ma szanse odzyskać część elektoratu centrowego.
Prawda jest taka, że jedną z wielu przyczyn katastrofy jest był bałagan, jak w Polsce, tak i w Rosji. Sam fakt że wizyta dla Rosjan nie miała charakteru oficjalnego jest skandalem, podobnie jak trwające całe bite dwa lata groteskowe kłótnie o samolot rządowy między prezydentem a premierem. W kraju szybko debata polaryzuje się na dwa obozy: na „ufologów-spiskologów” i tych co twierdzą, że niby wszystko jest jest w porządku (a nie jest).
Śmiać się czy płakać? Poziom Wojewódzkiego a rebours…
W świetle tego szaleństwa każdy rozsądny blogger, komentator itp. powinien, tak jak pilot spadającego samolotu, nacisnąć dźwignię katapulty i odciąć się od tego wszystkiego. Eject! Eject!
Nie tak dawno temu pisałem o „szalonych wujkach”, a tu proszę, wpadł mi artykulik z spiskolologicznej witryny bibula.com bombastycznie prezentujący serie kart do gry, zaprojektowanych przez pana Steva Jacksona. Oddajmy zresztą głos naszym spiskomaniakom:
Karty są dostępne nadal w internecie, w google znajdziemy wiele ich rodzajów. Wydaje się, że przedstawiają one dość szczegółowo plany Iluminatów odnośnie najbliższej przyszłości świata. Kilka z kart zostało już “zagranych” jak te:
I tu skany kart przedstawiających epidemie, zburzenie wieżowców (które nawet nie są opisane na karcie jako WTC, ale „bibułowatym” nie przeszkadza napisać że chodzi o WTC) i Pentagonu itp.
Jeśli jesteście zaszokowani to nie bez powodu. Karty zostały zaprojektowane na dobrych kilka lat przed zamachem na WTC. Skąd Jackson mógł przewidzieć zamachy? Jeśli to była tylko jego fantazja to dlaczego nie został uznany Nostradamusem naszych czasów? A miał dostęp do planów Iluminatów lub innych tajnych stowarzyszeń? Tego nie wiemy.
Wróćmy teraz na ziemie, i skonfrontujmy to z faktami i zdrowym rozsądkiem.
Pan Steve Jackson to zawodowy producent klasycznych gier RPG i karcianych. Kilkadziesiąt lat temu, inspirując się serią powieści „Illuminatus!”, z „jajem” i ironią zrobił karciankę która polega na rozgrywaniu przez graczy światowego spisku dla zabawy. Jej autorzy po prostu zainspirowali się teoriami spiskowymi i zamienili je w grę.
http://en.wikipedia.org/wiki/Illuminati_(game)
Jeżeli to ma być dowód na istnienie takiego spisku, to jest to najśmieszniejsza rzecz, jaką miałem okazje zobaczyć od miesiąca. Co więcej, wbrew temu co piszą nasi spiskolodzy, pan Jackson nie miał żadnych nieprzyjemności po publikacji tej gry, która wydana została w 1981 roku (a nie, jak podaje bibula.com, w 1995 roku).
A jeśli chodzi nieprzyjemności jakie spotkały firmę Steve Jacksons Games ze strony Secret Service, to dotyczyły one gry RPG „GURPS Cyberpunk”:
Poszło to że jeden z współpracowników Jacksona był znanym hakerem, występującym pod pseudonimem „The Mentor”, który swego czasu rozpowszechniał w sieci BBS informacje na temat systemu łączności dla policji i służb ratunkowych E911 (zarzut że wykradzenie tego dokumentu mogło by posłużyć do sparaliżowania tego systemu, był nieprawdziwy, bo dokument nie zawierał szczegółów technicznych). Ostatecznie sąd uniewinnił Jacksona i jego firmę i przyznał odszkodowanie.
To właśnie premiera tej gry uległa opóźnieniu, a nie karcianki „Illuminati”, która zresztą była bardzo popularna i doczekała się wielu wznowień i dodatków. Autorzy umyślnie wykorzystali w niej znane motywy teorii spiskowych, jakie krążą od lat a nawet wieków, plus dodali pomysły skrajnie oczywiste, np. demolowanie charakterystycznych budynków rządowych, wywoływanie epidemii czy katastrof w ramach walki z innymi graczami. Nawiasem mówiąc jest to dobry przykład na istnienie mechanizmu sprzężenia zwrotnego: teorie spiskowe są asymilowane i przetwarzane przez popkulturę tak, że potem są przyjmowane z powrotem przez spiskologów w popkulturowej formie.
Cóż, mi się wydawało że umiejętność odróżniania fikcji od rzeczywistości ludzie nabywają już w szkole podstawowej, ale jak widać nie każdy tą umiejętność posiada jako osoba dorosła.
„Być może Iluminaci stoją za tą grą. I tak pewnie jest – oni w końcu stoją, z definicji, za wszystkim.” (cytat z wstępu do podręcznika do tej gry)
W piątkowej "Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł o kłopotach właściciela firmy ochroniarskiej "Blackwater". Otóż, anonimowi pracownicy, pod przysięgą, zeznali że w firmie panuje atmosfera przyzwolenia na nadużycia, posiadanie nielegalnej broni, zażywanie środków dopingujących i zabijanie dla zabawy, oraz że szef, Erik Price, uważa siebie za współczesnego krzyżowca prowadzącego wojnę z całym islamem.
W tym samym czasie amerykańscy (i nie tylko) żołnierze ryzykują życiem, aby w ramach wojny czwartej generacji odebrać terrorystom argumenty propagandowe, min. poprzez unikanie strat wśród ludności cywilnej. Nie trzeba dodawać, że brak odpowiedzialności, połączony z takim a nie innym nastawiem pracowników Blackwater skutecznie niweczy wszelkie starania żołnierzy (których z kolei łatwiej jest ukarać za ewentualne zbrodnie i nadużycia) i oddala zwycięstwo Amerykanów.
Dodatkowo powyższe zeznania (dostępne na stronie gazety "The Nation") to woda na młyn islamistów; a problemu by nie było, gdyby nie neoliberalna ortodoksja, nakazująca prywatyzowanie wszystkiego co się da, połączona z ewidentnym "kolesiostwem" (o kulisach militarnego outsourcingu napisał swego czasu Piotr Wołejko).
Konwencje genewskie jako najemnika traktują osobę, która dobrowolnie i za pieniądze po prostu walczy po jednej ze stron dla korzyści materialnych i osobistych i nie jest członkiem sił zbrojnych danego państwa. Pracownicy Blackwater działają w szarej strefie, bo są po prostu uzbrojonymi cywilami i do odpowiedzialności można pociągnąć ich tylko na gruncie prawa cywilnego i karnego państwa gdzie popełnią przestępstwa. Jako że Irak ma nawet problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa własnym obywatelom, a USA nie mają zwyczaju deportować swoich własnych obywateli, to w praktyce otrzymujemy wręcz bezkarność.
Poza tym prywatyzacja wcale nie oznacza większej opłacalności; Blackwater się ceni, i wynagrodzenie wynosi więcej niż żołd żołnierza US Army, poza tym kadry tej firmy to w większości byli żołnierze, a więc ludzie, w który rząd amerykański zainwestował kupę pieniędzy poprzez szkolenie itp. Gdzie więc tu opłacalność? Daleki jestem od demonizowania prywatnych agencji ochroniarskich, ale widać gołym okiem że w tej dziedzinie sprawy zaszły zbyt daleko. I nie trzeba szukać przykładów w odległej Ameryce; nie tak dawno temu ochroniarze firmy Zubrzyckiego szturmowali budynek KDT, używając granatów gazowych, na które to pozwolenia nie mieli.
A skąd Machiavelli w tytule? Otóż już 500 lat temu tenże filozof zauważył trafnie, że z punktu widzenia racji stanu najemnikom po prostu nie można ufać…
Zrobiłem mały błąd: najemnicy w/g Konwencji Genewskich nie są członkami sił zbrojnych danego państwa. W niczym to oczywiście nie zmienia problemu odpowiedzialności najemników. Za pomyłkę przepraszam.
Artykuł 47 – Najemnicy
1. Najemnik nie ma prawa do statusu kombatanta lub jeńca wojennego.
2. Określenie "najemnik" dotyczy każdej osoby, która:
(a) została specjalnie zwerbowana w kraju lub za granicą do walki w konflikcie zbrojnym;
(b) rzeczywiście bierze bezpośredni udział w działaniach zbrojnych;
(c) bierze udział w działaniach zbrojnych głównie w celu uzyskania korzyści osobistej i otrzymała od
strony konfliktu lub w jej imieniu obietnicę wynagrodzenia materialnego wyraźnie wyższego od tego,
które jest przyrzeczone lub wypłacane kombatantom mającym podobny stopień i sprawującym podobną
funkcję w siłach zbrojnych tej strony;
(d) nie jest obywatelem strony konfliktu ani stałym mieszkańcem terytorium kontrolowanego przez
stronę konfliktu;
(e) nie jest członkiem sił zbrojnych strony konfliktu;
(f) nie została wysłana przez państwo inne niż strona konfliktu w misji urzędowej jako członek sił
Z archiwum rzeczy dziwnych a ciekawych, i potencjalnie wzburzających:
Jakiś maniak wsadził fabrycznie nową konsole PlayStation 3 do mikrofalówki, gdzię ją skutecznie opiekł, i nakręcił film przedstawiający to "epokowe" wydarzenie.
Swoją drogą to już szczyt konsumeryzmu: wydać 300 dolców na konsole do gier, a potem ją zniszczyć, tylko po to, aby miec 5 minut sławy na Internecie. Prawdziwy znak naszych czasów…
10 amerykańskich żołnierzy zaatakowało taksówkarza w Sopocie. Mężczyzna jest w szpitalu. Napastników zatrzymała policja, ale już ich zwolniono, bo są wojskowymi z USA. Przeciwnicy obcych baz w Polsce zacierają ręce – mają nowy argument, że Amerykanie nie powinni stacjonować w naszym kraju.
10 amerykańskich żołnierzy wyszło z jednej z sopockich dyskotek. Zachowywali się głośno i agresywnie. W okolicach Grand Hotelu chcieli zamówić taksówkę. Żaden z kierowców nie kwapił się jednak, żeby ich zabrać. Taksówkarze już nieraz mieli problemy z amerykańskimi marynarzami – piją, krzyczą, trzeba się z nimi kłócić o zapłatę za kurs.
"Amerykanie podeszli do jednego z kierowców. Na początku doszło do słownych utarczek. Potem jeden z nich miał uderzyć Polaka" – mówi dziennikowi.pl Barbara Kuczyńska z zespołu prasowego policji w Sopocie.
Taksówkarz upadł na ziemię i uderzy głową o chodnik. Nie podniósł się już. Żołnierze odeszli. Koledzy taksówkarza wezwali pogotowie i policję.
"Zaraz po zatrzymaniu musieliśmy przekazać żołnierzy żandarmerii wojskowej" – dodaje Barbara Kuczyńska. "Kierowca złożył właśnie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, ale żołnierze są już na swoim statku. Nie możemy ich tak po prostu przesłuchać. Musimy wystąpić o zgodę na ich przesłuchanie w charakterze świadków. To oczywiście utrudnia nam postępowanie, ale takie są procedury".
Taksówkarz trafił do szpitala. Według informacji podanych przez TVN24, ma wstrząśnienie mózgu. Przeciwnicy budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce wiele razy powtarzali, że obecność amerykańskich żołnierzy w Polsce będzie wiązała się z podobnymi incydentami. Teraz, od tego jak zostanie rozwiązana sprawa pobicia w Sopocie, zależeć może stosunek Polaków do amerykańskich baz.
No i czego się dowiadujemy od "kompetetnych inaczej" dziennikarzy? Że marynarze to żołnierze, a okręt wojenny to statek. Dodatkowo ani słowa o tym, że zgodnie z prawem międzynarodowym okręty wojenne są jak część terytorium państwa pod którego banderą pływają. Artykuł sugeruje w ten sposób, że Amerykanie będą całkowicie bezkarni, także po wybudowaniu bay antyrakietowej, mimo iż zawsze państwa podpisujące tego typ umowy regulją odpowiedzialność karną żołnierzy odpowiednimi zapisami, i nie można tego porównywać do tej sytuacji.
Potem faktycznie wystarczy zrobić błyskawiczną sonde na onecie i interii i wyjdzie, po takowym podkręceniu publiki, że przeciw tarczy jest 70% "internautów", z czego się zrobi news dnia.
Mamy kolejną rocznie tragicznych wydarzeń z 11 Września.
I jak co roku wychodzą na wierzch różni tacy, co twierdzą że oficjalna wersja wydarzeń to bujda na resorach, że wszystko jest częścią superspisku administracji Busha itp.
Ja hołduje zasadzie, że niesłychane teorie wymagają niesłychanych dowodów. Poza tym zawsze da się zauważyć logiczne błędy w rozumowaniu. Oficjalna wersja, mówiąca o tym, że Twin Towers uległy zniszczeniu w wyniku zderzenia z samolotami pasażerskimi porwanymi przez terrorysów związanych z Al-Kaidą, jest wsparta w sposób wystarczajåcy bezsprzecznymi dowodami.
To nie jest tak, jak w przypadku zamachu na Kennediego, gdzie pewnych szczegółów nigdy się nie dowiemy z braku jakichkolwiek, dowodów, za i przeciw którejś teorii. Swego czasu na „Discovery” w ramach cyklu dokumetalnego, starano zbadać się zapisy filmowe i dźwiękowe. Uderzające było to, że jakość tych materiałów nie pozwala, niestety, na pełną rekonstrukcje. I dlatego ta luka jest wykorzystywana przez spiskologów.
Prawdziwe spiski i zakulisowe rozgrywki faktycznie mają miejsce. Tylko że w skali bezwzględnej za bardziej prawdopodobną uważam chęć zawarcia przez Hitlera pokoju z Aliantami, czemu miał służyć tajemniczy lot Hessa do Brytanii, czy podesłanie przez Niemców Lenina do Rosji w celu wywołania rewolucji, niż jakiejś spiski Blidenbergów czy Iluminatów mających za zadanie kontrolować dzieje całego (sic!) świata.
Spiskologia ewidentnie żeruje na niedopowiedzeniach, na wszelkich niedomówieniach oraz, co najważniejsze, na wszelkich lukach wynikających z braku weryfikowalności i dowodów. UFO jest dobrym tego przykładem. Jest też często sposobem wyrażania kontestacji aktualnej polityki, stosynków społecznych, czy układu sił na świecie.
Najbardziej tragiczne, szczególnie w przypadku ufologii, jest to, że kiedy dany temat zostanie przechwycony przez zgraje oszołomów, to nikt poważny tego nie chce brać na tapetę, gdyż jeżeli są jakiejś wątpliwości, to trzeba je brać poważnie. UFO bez wątpienia zasługuje na poważne badania, tak jak bioenergoterapia czy telepatia. Tylko nikt nie będzie ryzykował swojego autorytetu na zaszufladkowanie się wśród ludzi tego typu.
Spiskolodzy lubią dopatrywać się w osobach nie podzielających ich teorii za agentów tegoż spisku, nawet jeżeli nie ma na to dowodów czy po prostu widać, że takie a nie inne poglądy danej osoby wynikają z jej autentycznych przekonań.
Taki los spotkał redaktora Warzeche na Salonie24.pl, gdzie coniektórzy komentatorzy pod jego blogiem rozumowali w ten sposób, że skoro pisze w „Fakcie” to znaczy że jest na pasku Niemców i w ogóle reprezentuje obce interesy.
Jak mówiłem, aby udowodnić coś niesłychanego, trzeba mieć niesłychane dowody. Dotyczy to wszystkiego, od UFO, po zabójstwo Kennediego, i teorie Daenikena o paleoastronautach. Mania spiskologiczna dotarła też do Polski – przypomnijcie sobie sprawę samobójstwa Barbary Blidy; tak jak w przypadku każdej spiskologi mieliśmy ignorowanie faktów, pomówienia i koncentrowanie się na tym kto by zyskał (wiadomo, Ziobro i Kaczyńscy…). Kiedy się takie rzeczy słyszy od posłów SLD, to nie jest mi wcale do śmiechu…
Ciekawym przykładem jest podawarzanie autentyczności wydarzeń historycznych, uznanych bezdyskusyjnie za prawdziwe. Szczególnie widoczne jest to w przypadku podboju Kosmosu, gdzie w sumie wątpliwości jest najmniej.
Swego czasu „Discovery” puściło film dokumentalny, że niby to nie Gagarin, a Iliuszyn był pierwszym człowiekiem w kosmosie. Wszystko fajnie, ale w tym filmie nie zapytano… samego Iliuszyna. Jest to nawiasem mówiąc, dobry przykład dziennikarskiej nierzetelności i zwykłego sensacjonalizmu rodem z tabloidów.
Teorie na temat sfałszowania lądowania na Księżycu nie trzymają się kupy i to totalnie, kto nie wierzy, niech poświeci laserem w kierunku miejsca lądowania Apollo 11, tam gdzie panowie Armstrong i Aldrin zostawili zwierciadło, które niezawodnie odbije wiązkę. 😉
Tymczasem prawdziwa dezinformacja i kłamstwa na temat programu kosmicznego faktycznie miały miejsce, tylko że w ZSRR:
Dezinformacja na masową skale była powszechnie stosowano właśnie w ZSRR, wystarczy poczytać sobie „Nowe kłamstwa w miejsce starych” Golicyna. W tej książce autor wyraźnie zaznaczył, że państwo totalitarne, w przeciwieństwie do państwa demokratycznego, jest w stanie sobie pozwolić na luksus masowego dezinformowania.
Jak mówiłem, rzeczy niesłychane, wymagają niesłychanych dowodów. Prawdziwe spiski miały miejsce w historii, i są dobrze udokumentowane. Mam tu na myśli różne przewroty, rewolucje, tajne operacje wywiadowcze i wojskowe. Tajne stowarzyszenia i mafie są również faktem potwierdzonym i udokumentowanym przez historyków.
W Włoszech w latach 70-tych funkcjonowała skrajnie prawicowa loża masońska Propaganda Due, która planowała zamach stanu i stała za zamachami terrorystycznymi upozowanymi na działalność Czerwonych Brygad.
Ale trzeba pamiętać że Włochy to kraj doszczętnie przeżarty korupcją i mafią, o bardzo długiej tradycji tego typu organizacji. Większość członków tej loży została aresztowana i ostatecznie rozbita, więc żaden spisek nie jest w stanie trwać dostatecznie długo.
Mówiąc krótko, są warunki i miejsca, gdzie tego typu spiski są bardziej, albo mniej prawdopodobne. Daniel Pipes w swojej książce „Potęga Spisku – wpływ paranoicznego myślenia na dzieje świata” opisał sytuacje w której pewien kongresmen Republikanów twierdził, że Demokraci chcą go otruć. Teraz pytanie, gdzie otrucie polityka przez konkurenta jest bardziej prawdopodobne; w stalinowskim ZSRR czy USA?
Odpowiedź: w ZSRR, bo Stalin faktycznie tak robił, a Demokraci w USA nie trują swoich przeciwników.
Spiskolodzy żyją w przeświadczeniu, że każdy spisek da się nieskończenie długo utrzymać w tajemnicy, że możliwe jest np. powstanie grupy, która przez wieki będzie reżyserowała bieg dziejów (np.Iluminaci, czy Żydzi, vide „Protokoły Mędców Syjonu”, spreparowane przez carską bezpieke. Na marginesie trudno o leprzą przewrotność, niż teorie spiskowa spreparowana w ramach rządowej operacji specjalnej).
Osobną kwestią jest pytanie, jak to jest możliwe, że w tak licznej grupie spiskowców nie wyodrębniły się np. rywalizujące frakcje. No i jeszcze raz: jak to jest możliwe, że taki megaspisek i jego efekty umykają powszechnej uwadze?
Spiskolodzy potrafią i z tego wybrnąć: po prostu ich zdaniem przeciętni ludzie są ślepi, spisek jest tak wszechobecny, że nie da się od niego uciec itp. a tylko grupa wybrańców prześwietliła niecne plany. To powoduje, że tego typu grupy spiskologów zaczynają mieć coś w sobie z sekty religijnej…
Spiskolodzy popadają też w pułapkę racjonalizowania działań, starając się tłumaczyć wszystko, lub prawie wszystko czyimś wyrafinowanym zamysłem. Wynika to z prostego mechanizmu psychologicznego; każdy z nas lubi sobie podkreślać, że jest osobą w pełni racjonalną itp. Tymczasem ludzie nie zawsze są racjonalni, bo gdyby tak było, to by pracownicy agencji reklamowych umarliby z głodu. Stąd, w celu min. podtrzymania samooceny, ludzie wolą zakładać swoją i cudzą racjonalność, odrzucając przypadki, błędy itp.
Teraz, jeżeli zbierzemy to wszystko do kupy, to widzimy, że teorie spiskowe są oderwane od rzeczywistości. Najczęściej jest to dopasowywanie faktów do tezy, a nie odwrotnie, czy wspomniane wcześniej błędy logiczne. Poza tym spiskolodzy mają jedną przykrą ceche: w swojej literaturze nawiązują do… innych spiskologów. Mamy więc kompletnie zamknięty ekosystem intelektualny, gdzie wałkuje się ciągle te same „dowody”…
Tak jest z spiskowymi teoriami na temat 11 Września. Są tacy, co na podstawie drobne anomalii wysuwają zbyt daleko idące wnioski, ignorując dowody zaprzeczające ich twierdzeniom. Np. na jednym ze zdjęc pod pewnym kątem nie widać było okien z boku kadłuba samolotu, który uderzył w jeden z gmachów WTC. Jakiś spiskolog wziął to za dowód spisku, bo 1.) to był samolot transportowy 2.)musiał być zdanie pilotowany 3.)prawdziwy samolot pasażerski nie został porwany, tylko przechwycony przez rząd 4.)mamy do czynienia ze spiskim.
Tylko że są SETKI zdjęć wyraźnie pokazujących, zarówno w moment uderzenia, jak i szczątki po rozrzucone po Manhattanie, że był to naprawdziwszy samolot pasażerski.
WTC 7, mały wieżowiec, w którym niby to podłożono bombę, bo zapadł się parę godzin po WTC 1 i WTC 2. Bzdura do kwadratu, nowojorscy strażacy mogą to zaświadczyć. W budynku przez wiele godzin szalał pożar, sytuacja była o tyle niebezpieczna, że w piwnicy były zbiorniki na ropę do generatorów Diesla na wyższych kodygnacjach, dostarczających paliwo pod ciśnieniem. Konstrukcja budynku nie wytrzymała żaru trwającego wiele godzin. Poza tym, po jakiego grzyba spiskowcy mieli by detonować bombę parę godzin po wszystkim??
Inni spiskowcy twierdzą, że płonące paliwo lotnicze nie może stopić stali. Cały dowcip polega na tym, że do zawalenia się budynku o konstrukcji rozpartej na szkielecie ze stali nie trzeba niczego topić – stal staje się plastyczna powyżej 1000 stopni Celsjusza, poza tym w pewnych miejscach wystąpiło zjawisko „cugu”, gdzie temperatura była wyższa niż by wskazywał zwykły rachunek oparty na temperaturze palenia się nafty na wolnym powietrzu.
Inna teoria mówi o tym, że podłożono bomby termitowe w różnych miejscach WTC 1 i 2. Ja tylko powiem, że jest rzeczą niemożliwą, aby niepostrzeżenie podłożyć bomby w budynku, gdzie dziennie przewijało się ćwierć miliona ludzi. Poza tym, budynki WTC zapadły się jak domki z kart, gdy naruszona została stabilność konstrukcji na uderzonych piętrach. Tego jest mnóstwo, od tego, jak spiskolodzy wyrywają z kontekstu wypowiedzi ratowników, nie mówiąc np. o tym, że niby Żydzi, co pracowali w WTC nie przyszli tego ranka do pracy, (niby 4500 osób) – teoria bardzo popularna na Bliskim Wschodzie. Tymczasem, wszyscy – stu czterdziestu – zginęło.
Tego jest więcej, dlatego podaje linki do poczytania: