Remilitaryzacja Japonii
- English
- Polski
Twierdzenie, że świat się zmienia jest truizmem, a często to, co uważamy za rzecz trwałą potrafi nagle odejść w mrok dziejów.
Historia uczy nas że stałą cechą sceny międzynarodowej jest zmiana układu sił, a w ciągu dziejów na miejsce starych mocarstw przychodzą nowe. Ruchy na scenie międzynarodowej mogą być albo powolne niczym ruch płyt tektonicznych, lub wręcz przeciwne, bardzo gwałtowne, np. w wyniku wojen i kryzysów.
Tu chciałbym polecić lekturę znakomitej książki Paula Kennediego „Mocarstwa Świata Narodziny. Rozkwit. Upadek”, gdzie autor prześledził prawidłowości rządzące losem mocarstw na przestrzeni ostatnich 500 lat, gdzie jednym z wniosków jest to, iż kryzys imperium zaczyna się problemów gospodarczych.
Kiedyś (przełom lat 80-90-tych) była modna teza o „Wieku Pacyfiku”, czyli o tym, że eurocentryczny układ świata, w którym to światowe centrum gospodarcze i globalne kierownictwo polityczne było skupione w rękach państw znajdujących się nad Atlantykiem (Europy i USA) przechodzi w ręce basenu Pacyfiku, czyli krajów Azji Południowo-Wschodniej, USA i Japonii. Za tą teorią stał dynamiczny rozwój gospodarczy krajów tego regionu, słynnych „Azjatyckich Tygrysów” (Tajwanu, Malezji, Singapuru itp.), powojenna odbudowa Japonii, nazwanej „gospodarczym supermocarstwem” przez Kissingera, oraz uśpiona potęga Chin, wybudzająca się po wiekach marazmu dynamicznym rozwojem gospodarczym. Rozwój gospodarczy był efektem specyficznej dla tego regionu świata mieszanki konfucjańskiego systemu wartości, stawiającego dobro ogółu nad prawa jednostki, oraz „państwowego kapitalizmu”, polegający na kontroli rządu nad gospodarką i powiązania elit rządowych z biznesowymi w ramach idei traktowania kraju jak jednej wielkiej rodziny. Konsekwencją tego stanu rzeczy było pogodzenie się prostych pracowników z niskimi płacami, w ramach oszczędzania na poczet przyszłości, co czyniło ich firmy bardzo konkurencyjnymi na światowym rynku.
Kryzys azjatycki końca lat 90-tych mocno podkopał tę teorię, a prymat USA wciąż jest niezachwiany. Tylko to państwo dysponuje decydującym głosem w kwestiach bezpieczeństwa w zapalnych punktach globu, w tym samym obszarze wschodniej Azji, czego przykładem jest problem Afganistanu i Pakistanu, czy nuklearnych zbrojeń Korei Północnej. Wbrew zapowiedziom, potęga gospodarcza Japonii nie przełożyła się na jej wpływ na bieg światowej polityki, czy nawet na proces decyzyjny w międzynarodowych instytucjach finansowych. Przykładem na to niech będzie fakt, iż w latach 90-tych Japonia zaakceptowała wypracowany w ramach MFW neoliberalnego „konsensusu Waszyngtońskiego”, mimo iż ten kłócił się z „państwowym kapitalizmem”.
Jednak sposób w jaki funkcjonują stosunki międzynarodowe wykazuje pewne trwałe cechy, opisywane przez realistyczną szkołę stosunków międzynarodowych. Po pierwsze, aktorami są ciągle państwa. Po drugie, relacje między nimi są w dalszym ciągu kształtowane przez kwestie bezpieczeństwa. Po trzecie, ważnym pojęciem jest „dylemat bezpieczeństwa”. Oznacza to, że zbrojenia w jednym państwie, i zmiany w doktrynie wojennej powodują na zasadzie reakcji analogiczne działania w innych państwach, oraz ewentualnie tworzą sojusze słabszych przeciw silniejszym. Założeniem takiego modelu jest brak dominującej siły, trzymającej wszystko w ładzie na zasadzie hegemonii i przywództwa, oraz brak struktur ponadnarodowych.
Teraz po kolei. Nikt nie zagwarantuje nam tego, że powiązania handlowe i integracja międzynarodowa usuną dylematy bezpieczeństwa, co widać nawet tu, w Europie. „Twarda” polityka, realizowana środkami militarnymi i dyplomatycznymi jest wciąż istotnym elementem sceny międzynarodowej – państwa dalej oddziałują na siebie poprzez czynniki militarne, wciąż szukają sposobów na zapewnienie sobie tref wpływów i bezpieczeństwa dla swych interesów. Integracja gospodarcza w rejonie Pacyfiku, mimo istnienia APEC i ASEAN jest zdecydowanie mniej zaawansowana niż w Europie, gdzie istnieje Unia Europejska i Europejski Obszar Gospodarczy
Względne osłabienie USA, pełniącego rolę globalnego hegemona bez wątpienia będzie sprzyjało przekazaniu pałeczki w tej dziedzinie nowym potęgom azjatyckim, przynajmniej w skali regionalnej. Jak wspomniałem wcześniej, spadek znaczenia Ameryki jeszcze nie jest na tyle silny, aby można było mówić o znacznej zmianie układu sił, ale pewien trend powoli się zarysowuje. Potęga danego państwa powinna być szacowana w sposób relatywny, a nie tylko absolutny. Weźmy przykład Rosji. Rosja obecnie nie jest w stanie zagrozić Europie tak jak kiedyś ZSRR, ale jest wystarczająco silna, aby wymusić swoją wole na Gruzji. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby USA były wciąż dominującą potęgą na świecie, ale jednocześnie były bezradne wobec kryzysu w Azji Południowo-Wschodniej.
Najtrudniejszym sprawdzianem dla systemu międzynarodowego są sytuacje niespodziewane i kryzysy. Co będzie gdy dojdzie do zaognienia stosunków na wskutek np. niekontrolowanego rozwoju sytuacji w Korei północnej? Co będzie, jak spór między Chinami a Tajwanem zaogni się? Można mniemać, że konkurencja między państwami regionu o zasoby naturalne (np. złoża ropy naftowej na wyspach Spratly), połączone ze wzrostem nacjonalizmu doprowadzi do niebezpiecznego przekroczenia pewnego progu. W Chinach dorasta obecnie młode pokolenie dziesiątek milionów Chińczyków dumnych ze swego kraju i jego szybkiego rozwoju i modernizacji, stanowiącego według nich ostateczne wyzbycie się upokorzenia, jakim dla Chińczyków był upadek ich kraju w XIX wieku i podporządkowanie go obcokrajowcom.
Ciekawym elementem w międzynarodowej układance obszaru Pacyfiku jest postępująca remilitaryzacja Japonii, odbywająca się za przyzwoleniem Waszyngtonu.
Japonia powszechnie kojarzy się jako kraj zaawansowanych technologii i mocarnej gospodarki oferującej światu wysokiej jakości produkty. Jednak pod tą powierzchownością kryje się aktor sceny międzynarodowej o potencjalnie dużych możliwościach militarnych.
Ten kraj formalnie posiada najbardziej pacyfistyczną konstytucje na świecie, gdzie art.9 mówi wyraźnie o zakazie posiadania sił zbrojnych wszelkiego rodzaju, oraz rezygnacji po wsze czasy z wojny jako sposobu rozwiązywania konfliktów przez Japonię. Oczywiście, bardzo szybko życie narzuciło bardziej realistyczny kurs. W 1952, jeszcze w czasie oficjalnego trwania amerykańskiej okupacji, utworzono Siły Samoobrony, które faktycznie są po prostu armią. Wojna w Korei, oraz zimnowojenna konfrontacja supermocarstw spowodowała, że USA nie miało nic przeciwko odtworzeniu armii japońskiej w nowym, ograniczonym (min.przez wynoszący 1 procent produktu krajowego brutto budżet obronny i brak zdolności ofensywnych) kształcie.
Od 11 Września Japonia wspomagała NATO na Oceanie Indyjskim poprzez dostarczanie paliw, samoloty Sił Samoobrony pomagały transportować żołnierzy i sprzęt koalicji, a od 2003 roku niewielka grupa japońskich żołnierzy stacjonowała w Iraku, ograniczając się jedynie do działań humanitarnych. Operacja iracka stanowiła bez wątpienia przerwanie pewnego tabu na temat wysyłania żołnierzy japońskich poza granice kraju w rejony konfliktów zbrojnych.
Mimo to sama armia jest jakby ciągle nieprzekonana do swojej roli, do której powoli przygotowują zwolennicy remilitaryzacji. W artykule „The Price of normalacy” znajduję anegdotyczna wzmianka o tym, że sami żołnierze nazywają swoje jednostki „miejscami pracy”, a samoloty bojowe „specjalnymi samolotami”. Udział w Iraku, mimo iż bardzo ograniczony, spowodował spadek poboru i wzrost liczby samobójstw.
Armia stara się poprawić swój wizerunek przez różne kampanie propagandowe, np. festiwale muzyczne z udziałem popularnych piosenkarek j-popu, czy komiksy (w konwencji mangi) pokazujące perypetie naiwnego, pacyfistycznego młodzieńca, który staje się prawdziwym mężczyzną po odbyciu służby wojskowej.
Od lat 80-tych zeszłego wieku Siły Samoobrony zyskały dostęp do technologii satelitarnych, a od końca lat 90-tych Japonia i USA współpracują w ramach programu tarczy antyrakietowej, co ma szczególne znaczenie w kontekście północnokoreańskiego programu atomowego i prób z rakietami balistycznymi.
O ile doktryna obronna Japonii jasno stwierdza odrzucenie posiadania broni atomowej jako środka odstraszania wroga, preferując amerykański „parasol atomowy”, a dodatkowo, mimo iż ze zrozumiałych względów (Hiroshima i Nagasaki) ten temat jest tam tabu, to Japonia posiada zasoby odpowiedniego izotopu plutonu w ilościach wystarczających do wyprodukowania co najmniej kilkudziesięciu ładunków. Opracowanie środków przenoszenia nie byłoby szczególną trudnością; Japonia rozwija aktywnie swój program badań kosmicznych, dysponując rakietami nośnymi H-2. Z doświadczeń zimnowojennych wiadomo, że tego typu środki techniczne mają podwójne zastosowanie jako rakiety balistyczne.
Eksport broni do krajów trzecich formalnie jest zabroniony, ale nawet w czasie zimnej Wojny Japonia sprzedawała tzw.technologie podwójnego zastosowania, np. nowoczesne obrabiarki, Związkowi Radzieckiemu, który wykorzystywał je później do opracowywania nowoczesnych okrętów podwodnych.
Japoński przemysł zbrojeniowy produkuje jedne z najnowocześniejszych czołgów na świecie, Typ 90 wzorowanych na niemieckich Leopardach 2, a w planach są następne konstrukcje, równie naszpikowane elektroniką i systemami uzbrojenia jak amerykańskich M1 Abrams, ustępujące jedynie konstrukcjom południowokoreańskim (mam na myśli południowokoreański czołg „Czarna Pantera”, uchodzący za najdroższy na świecie).
Lotnictwo od dawna dysponuje nowoczesnymi myśliwcami na licencji amerykańskiej (np. Mitsubishi F-2, będący specjalną wersją amerykańskiego F-16) mając w planach wdrożenie własnej konstrukcji F-X, oraz samolotami transportowymi i AWACS. Kwestią otwartą pozostaje wyposażenie w samoloty-cysterny do tankowania w powietrzu, ale jest to tylko kwestia czasu, gdy i ten sprzęt wejdzie w skład Powietrznych Sił Samoobrony.
Japońska marynarka wojenna, Morskie Siły Samoobrony, jest czwartą co do wielkości marynarką wojenną świata. Japonia intensywnie rozwija swoją Straż Przybrzeżną (głównie na wskutek tajemniczych okrętów naruszających wody terytorialne z kierunku Korei Północnej.). Agencja Obrony Narodowej została podniesiona do statusu ministerstwa, a wydatki zbrojeniowe wzrosły o 0.007 procenta, co tylko pozornie wydaje się znikomym przyrostem, biorąc pod uwagę PKB Japonii i opory w kwestii zmian polityki obronnej.
Autor tego artykułu, powołując się na inne publikacje, stwierdza że „neo-nacjonaliści” (jak określa zwolenników normalizacji) japońscy stosują taktykę „krojenia salami”; plasterek po plasterku, krok po kroku, poprzez powolne zmiany w ustawie o Siła Samoobrony, Japonia zmienia swój kurs na coraz bardziej „normalny”, t.j. armia tego kraju powoli zyskuje możliwości do przeprowadzania operacji poza granicami kraju, z dostępem do uzbrojenia ofensywnego.
Jaka będzie przyszłość? W stosunkach międzynarodowych, w celu uniknięcia niepotrzebnych konfliktów, priorytetem jest utrzymanie równowagi sił oraz tworzenie kanałów komunikacji i środków budowania wzajemnego zaufania, np. wzajemne inspekcje obiektów militarnych, informowanie o manewrach wojskowych itp. Jak wspominałem na początku, zmiany w sferze militarnej jednego kraju powodują analogiczne działania w krajach ościennych. Zbrojenia w Azji nie są niczym nadzwyczajnym, od lat widać wzrastające wydatki w tej dziedzinie, i wzrost jakościowy sprzętu używanego przez azjatyckie armie. Tak więc Japonia po prostu wpisuje się w trend trwający tak czy siak od kilku dekad w tym regionie świata. Jej odmienność polega jednak na tym, że silna, zmilitaryzowana Japonia budzi wśród państw regionu pewne obawy ze względu na trudne doświadczenia historyczne.
Ostatnie dyplomatyczne inicjatywy na linii Pekin-Tokio, mające na celu zatarcie złego wrażenia, jakie wywołała wizyta premiera Koizumiego w świątyni upamiętniającej poległych żołnierzy, w tym zbrodniarzy wojennych, świadczą o tym, że mimo wszystko obie trony podchodzą do zagadnienia w sposób realistyczny, starając się zażegnać możliwe konflikty. Japońskie społeczeństwo jest wciąż bardzo pacyfistyczne, ale trzeba pamiętać, że ten pacyfizm jest przede wszystkim rezultatem kontemplacji swoich własnych cierpień w czasie wojny, niż cierpień zadanych Chińczykom, Koreańczykom i innym narodom Azji w czasie imperialnej ekspansji Japonii, czego dowodem są Japońskie podręczniki historii. To tak, jakby Niemcy niewiele lub prawie wcale mówili o Holocauście czy agresji na Polskę, a dużo mówili o bombardowaniu Drezna i gwałtach popełnianych przez Sowietów na Niemkach.
Czy przyszła Japonia powróci na drogę ekspansji, tak jak to miało miejsce w początku XX wieku? Jest to bardzo wątpliwe. Bardziej realne jest uniezależnienie się Japonii od amerykańskiej obecności w rejonie Pacyfiku, oraz w najgorszym przypadku rozkręcenie spirali zbrojeń w regionie i wzrost wzajemnej nieufności.
Militarna niezależność będzie przekładała się na pozycje Japonii w nowej Azji, gdzie Nipponowi wyrasta konkurencja w postaci Chin, Korei i innych państw. Najnowsze inicjatywy na rzecz ekonomicznej integracji regionu polegające na stworzeniu z ASEANu, Korei Płn, Japonii i Chin Wspólnoty Wschodnioazjatyckiej, są wyraźnie inspirowane powolnym przemijaniem Pax Americana. Uzależnienie Japonii od Ameryki w sprawach bezpieczeństwa i stabilności rynków finansowych może wkrótce przeminąć – w tym kontekście normalizacja japońskich spraw wojskowych będzie naturalnym krokiem na wypełnienie ewentualnej próżni po spadku znaczenia USA.
Załączona na początku ilustracja to okładka mangi „Silent Service”, będącej popkulturową fantazją na temat „normalizacji” militarnej Japonii.
Do poczytania:
Japan: The price of normalcy
China and Japan tiptoe into a 'warm spring’
Japan gets a feel for Asian integration
WHATEVER HAPPENED TO THE PACIFIC CENTURY? By Rosemary Foot and Andrew Walter
Watch Asian Influence Grow in the Pacific Century
Przeszłość Europy przyszłością Azji
http://niepoprawni.pl/blog/2/silent-service
http://www.upiasia.com/Politics/2009/01/15/us_envoy_asks_japan_to_boost_…
http://en.wikipedia.org/wiki/East_Asian_Community
http://en.wikipedia.org/wiki/ASEAN
http://en.wikipedia.org/wiki/APEC