„Fang of the Sun Dougram”
- English
- Polski
Japoński reżyser, producent i scenarzysta seriali i filmów animowanych Ryosuke Takahashi jest uważany za jednego z najlepszych twórców anime w studiu Nippon Sunrise, gdzie sławę zdobył ugruntowując nurt anime typu „Real Robot” w latach 80-tych zeszłego wieku. Charakterystycznymi cechami jego stylu jest bardzo trzeźwe i realistyczne spojrzenie na historię, wojnę i politykę międzynarodową oraz nawiązania do zagranicznych filmów i literatury, czego przykładem niech będzie omawiany tu już serial „Armored Trooper VOTOMS” pełnymi garściami czerpiący inspiracje z „Diuny”, „2001: Odysei Kosmicznej”, „Czasu Apokalipsy” i „Rambo”. Wcześniej jednak Takahashi zrealizował nie mniej istotny dla rozwoju gatunku serial „Fang of the Sun Dougram” wyświetlany w TV Tokyo w latach 1981-83 o podobnej stylistyce, co „AT VOTOMS”, czyli militaria końca XX w. przeniesione w Kosmos.
Akcja dzieje się w 130 roku „Ery Kosmicznej”, gdy ludzkość, zjednoczona przez rząd światowy zwany Federacją, skolonizowała zdatną do życia planetę Deloyer o nieznacznie surowszym klimacie niż Ziemia, ogrzewaną przez dwa słońca i znajdującą się wewnątrz tzw. Mgławicy X, która zakłóca działanie urządzeń elektronicznych. Na owej planecie niektórzy mieszkańcy domagają się niepodległości od Federacji Ziemi, co doprowadza do zamachu stanu przeprowadzonego przez pułkownika Von Steina, pociągającym za sobą karną ekspedycje wojskową Federacji, w której bierze udział bohater, Crinn Cashim, kadet federalnej akademii wojskowej i najmłodszy syn wysokiej rangą urzędnika Federacji, Denona Cashima.
Czołówka:
Wkrótce Crinn, zdegustowany cynizmem i wiarołomstwem swego ojca, oraz brutalnością armii federalnej i autorytarnymi rządami popieranego przez Federacje von Steina, ucieka i przechodzi na stronę powstańców, których nadzieją na wywalczenie pełnej niepodległości jest skonstruowany w konspiracji robot Dougram, lepiej przystosowany do walki na Deloyerze niż standardowe mechy Federacji typu „Soltic”, którego pilotem zostaje Crinn. Tak o to zaczyna się długa epopeja rozgrywająca się na różnych frontach partyzanckiej wojny wraz z oddziałem partyzantów (głównie byłych członków gangu motocyklowego, z czego każdy z nich to zresztą niezły „oryginał”) dowodzonym przez rudowłosego Rockiego i jego dziewczynę Canary.

Serial zaczyna się nietypowo – pierwsze sceny pierwszego odcinka przedstawiają pordzewiały wrak zniszczonego Dougrama na pustyni, a narrator informuje nas że większość ludzi związanych z nim dawno zginęła. Całe bite 75 odcinków jest więc niczym innym, jak jedną wielką retrospekcją, która pokazuje nam jak do tego doszło.

Zanim padają pierwsze strzały, pierwsza konfrontacja dotyczy idei i sposobu widzenia rzeczy. Ojciec Crinna, twardy realista i stary wyga polityki, zauważa że historia pokazała, że polityką sterują emocje a nie rozum, dlatego pełna niepodległość Deloyer’u doprowadziła by w przyszłości do bardziej poważnego konfliktu z Ziemią na gruncie ekonomicznym, gdyż Federacja importuje 40% żywności z kolonii i datego chce utrzymać więzy z Federacją za wszelką cenę. Odmienne zdanie ma profesor Samalin, charyzmatyczny przywódca rebelii, który wskazuje na nierównoprawne stosunki między Deloyerem a Ziemią, w szczególności wyzysk i dyskryminacje. Pomiędzy nimi tkwi von Stein, który chce utrzymać władze jako dyktator planety, zadowalając się połowiczną autonomią wewnątrz Federacji.

Polityka jest tu pokazana jako misz-masz intryg, racjonalnych, amoralnych i cynicznych kalkulacji oraz interesów korporacji, osób i państw (Ziemia, mimo iż zjednoczona przez rząd światowy, jest dalej podzielona przez państwa mające rozbieżne interesy na Deloyerze, co jest okazją do rozgrywek w zaciszu gabinetów), czego wręcz ucieleśnieniem jest cyniczny i ambitny sekretarz Cashima, LeCoque.
Wojna to arena bezwzględnej walki, gdzie wygrywa ten, który jest lepiej przygotowany do niej, gdzie każdy błąd doprowadza do przegranej i gdzie sukces okupiony jest wysokimi kosztami, i bieg wojny doprowadza do coraz większej eskalacji działań, które z partyzanckich potyczek ewoluują w kierunku bitew regularnych armii.
Przeciwnicy bohaterów nie są durniami – cały czas starają się być o krok przed nimi, wyciągając wnioski z każdej przegranej potyczki, co powoli, ale konsekwentnie zaciska pętle wokół nich, doprowadzając do tragicznego finału, o którym wiemy od samego początku.

Podział nie jest klarowny na „dobro” i „zło”, moralna ambiwalencja jest wszechobecna po obu stronach, a różne postacie zmieniają fronty, i kierują się przede wszystkim swoim interesem, często zdarzają się sytuacje w których protagoniści muszą działać wbrew sumieniu i zasadom moralnym, i nawet zdrajcy mają logiczne wyjaśnienia dla swoich poczynań. Przeciwnicy nie są zdehumanizowanym, stereotypowymi „złymi facetami”, tylko po prostu żołnierzami wykonującymi swoje rozkazy, mającymi swoje rodziny i bliskich, których do walki bardziej od ideologii do walki motywują najprostsze emocje takie jak zemsta i osobiste ambicje.

Ryosuke Takahashi nie był zainteresowany powielaniem klisz popkultury związanych z gatunkiem anime „mecha” (zwykle adresowanych do dzieci i nastolatków), i poprzez min. ostentacyjny antyfuturyzm przedstawionego świata (podobną stylizacje mogliśmy ostatnio oglądać w „Dreddzie” z Halem Urbanem) pokazuje, że chodziło mu po prostu o zrobienie uniwersalnego dramatu wojennego, inspirowanego żywymi wówczas wspomnieniami wojny w Wietnamie i różnych konfliktów w krajach Trzeciego Świata (wskazuje się, że jednym ze źródeł inspiracji był słynny film „Bitwa o Algier” Gillo Pontecorvo, oraz wojna w Wietnamie i inny konflikty narodowowyzwoleńcze w krajach Trzeciego Świata, które autor znał z relacji japońskich reporterów delegowanych w rejony wojen), z obserwacjami aktualnymi także teraz, mając ku pamięci Irak i Afganistan.
Pewną wadą serialu jest pewne wypchnięcie głównego bohatera na plan dalszy pod naporem ciekawych wątków pobocznych i postaci drugoplanowych. Inna rzecz która się rzuca to to że widz musi solidnie zawiesić swoje tzw. zawieszenie niewiary, widząc roboty wielkości dwupiętrowego budynku wykonujące zwinne piruety i podskakujące na kilkanaście metrów w górę, nie mówiąc o nierealistyczności niektórych scen walk i takich detalach jak „niezniszczalne ubrania” czy „Efekt Szturmowców”.

Ogólnie rzecz ujmując serial bardzo się zestarzał i trąci zauważalnie myszką, niemniej w pełni zasługuje na miano „perły z lamusa”, błyszczącej przez fakt, iż jest budującym przykładem na to, na ile można z utartej konwencji popkulturowej zrobić inteligentną rozrywkę, nawiązującą w tym wypadku do najlepszych tradycji dramatu wojennego i politycznego. Z pewnością wart obejrzenia, nie tylko przez koneserów klasycznego anime.